Nie rób tego, zmiuj si, bo mi dzieci pozabijasz! Oszczd je i odejd spokojnie, a ja ci si odwdzicz.

Dobrze — powiedzia Dzicio. — Policz, ile jest lici w lesie, to nie zrobi wam nic zego i odejd.

Sikorka zwoaa wszystkie ptaki lene. Jak zaczy razem z ni liczy, to ju po godzinie skoczyy.

Sikorka przyfruna do swego gniazdka i zaszczebiotaa:

Lici w lesie jest milion milionów i jeszcze poowa tego i jeszcze wier tej poowy. Kto nie wierzy, niech sam policzy i sprawdzi.

Dzicio wróci do czarownicy, a ta go pochwalia:

Zuch z ciebie. Ja wiem, e lici jest wanie tyle, ile mówisz. Teraz powiem ci, w jaki sposób moesz znale skarb. We opat, siekier i worek, a take bia chusteczk. Id w wigili witego Jana do lasu, rozó chusteczk pod paproci i czekaj. Nie zanij aby i nie bój si, kiedy bd ci si ukazywa przeróne strachy. Patrz uwanie na papro, bo ona tej nocy zakwitnie, otworzy si na niej jakby gwiazdka wiecca. Nie dotykaj tej gwiazdki, tylko strznij j ostronie na chusteczk i zawi starannie. Bdziesz wtedy panem skarbu. Jak si to stanie, tego ci nie powiem, przekonasz si sam. Ale pamitaj, eby si za siebie nie oglda, kiedy bdziesz niós skarb do domu, bo pienidze zamieniyby si w trociny.

Dzicio z wielk niecierpliwoci doczeka si wigilii witego Jana, kiedy to obchodz sobótki. Wtedy poszed do lasu, chocia ba si okropnie. Noc bya ciemna. To sowa huczaa mu nad gow, to skrzeczay aby na bagnach, to wilki wyy w gbi lasu, to w zasycza w krzakach... A wicher szamota gaziami drzew, które szumiay zowrogo.

Przeraony Dzicio rozoy chusteczk pod paproci, zaczai si i czeka.

Nagle wszystko ucicho. Cay las jakby zamar, a na jednej z odyg paproci zapona przeliczna gwiazdka.

Dzicio uklk i ostronie potrzsn paproci. Gwiazdka zamigotaa, ale nie spada. Potrzsn drugi raz — spada na listek, stoczya si po nim jak iskra i zawisa na krawdzi. Potrzsn trzeci raz — gwiazdka spada na jego chustk.

Chopak chwyci chustk za wszystkie cztery rogi, zawin j prdko i schowa w zanadrze.

Wtedy co dziwnego zaczo z nim si dzia, jakby mu spada z oczu zasona, jakby mu si one otworzyy na wszystkie tajemnice przyrody.

Rozumia ju teraz, co wyje wilk i co skrzecz aby, rozumia nawet szum wichru i migotanie gwiazd na dalekim niebie. Czu w sobie jak moc niezwyk. Wiedzia, e odtd moe przemieni si, w co zechce: w ska, w rolin czy w zwierz, a nawet w innego czowieka. Czu, e bdzie móg rzuca czary take na innych ludzi.

Potrafi teraz wypatrzy wszystko, co zaryglowano w skrzyniach czy zamurowano, czy zakopano w ziemi. Nie przeszkadzay mu w tym nawet ciemnoci nocne.

Poszed natychmiast w gb lasu. Bez trudu odnalaz to miejsce, gdzie by zakopany skarb. Nie ba si ju teraz pomyka, który nad nim taczy, tylko miao uderzy rydlem w ziemi.

Wtem ziemia zadraa jak ywa, a w jej gbi co jkno gucho, jakby chciao ostrzec Dzicioa: „Nie rób tego, chopcze!"

On nie zwaa na nic. Odrzuci ziemi i drugi raz uderzy opat. Wtedy cay las zagrzmia straszliwym rykiem, piskiem i wyciem, jakby odezway si naraz wszystkie zwierzta lene.

Dzicio zadra i wosy zjeyy mu si na gowie. Ale uderzy opat po raz trzeci.

Wtedy usysza ttent tysicy kopyt, renie i kwik koni, dudnienie wozów, trzaskanie biczów i okrzyki:

Z drogi, bo ci przejedziemy!

Ale Dzicio nie zapomnia, co mu powiedziaa czarownica, i kopa dalej, cho serce zamierao w nim ze strachu.

Syczay na niego we i oplatay mu si dookoa ramion. Smoki szczerzyy zby i ziay ogniem z paszcz. Olbrzymy jak dby groziy mu maczugami. Ale Dzicio, oblewajc si potem, kopa poty, a opata szczkna o co twardego.

Buchn pomie i zgas. Ksiyc wyjrza zza chmur. W lesie zrobia si taka cisza, jakby nie byo przed chwil tych wszystkich strachów i haasów.

W promieniach ksiyca bysna w dole pokrywa ogromnego kota. Dzicio zeskoczy w gb dou. Kocio by szczelnie zalutowany. Dzicio musia rozbi go toporem.

A wtedy bysny mu zote dukaty.

Czerpa penymi garciami i nasypa do worka tych pienidzy, ile tylko móg udwign. Potem zasypa dó ziemi dla niepoznaki, bo chcia wróci kiedy po reszt skarbu.