Ja te pójd z wami na pomoc sarence — powiedzia ów.

Ale mysz zawoaa:

Ach nie, ówiu, zosta tutaj! Za wolno biegasz, trzeba by czeka po drodze na ciebie. A my musimy si przecie pieszy, eby zdy, zanim czowiek przyjdzie po sarenk.

Oacute;w bardzo si zmartwi, e ma zosta. Kruk polecia, a mysz dreptaa za nim, a dobiega do sarenki.

Sarenka bardzo si ucieszya i prosia, eby j uwolnili jak najprdzej.

Mysz zabraa si do przegryzania sznurków. Piowaa zbkami, piowaa, piowaa — a przegryza.

Przez dziur w sieci sarenka wyrwaa si na swobod i ju mieli biec wszyscy do domu, wtem patrz: lezie ów.

— Po co tu przyszed? — zakraka kruk, a mysz pisna:

Czy ciebie nie prosiam, eby na nas czeka w domu?

Nie mogem czeka i czeka sam jeden. Niepokoiem si, e moe i wam stao si co zego, wic poszedem was szuka.

Ach, jaki ty jeste, ówiu! — zawoaa mysz. — Przez ciebie nie bdziemy mogli prdko ucieka. Ojej, cicho, ju kto idzie... Syszycie trzask gazi?

To czowiek — zakraka cichutko przeraony kruk. — Widz go, ma strzelb. Prdzej, prdzej, uciekajmy!

Kruk pofrun, sarenka i mysz pobiegy za nim.

Oacute;w nie móg nady, wic schowa si pod drzewem midzy suchymi limi.

Myliwy podszed do sieci, obejrza je i bardzo si zdziwi.

No, no", pomyla sobie, „zwierz, które zapao si w sie, musiao mie ostre zby, kiedy wygryzo tak dziur. Ciekaw jestem, co to byo".

Wtem dostrzeg ówia. Zdziwi si jeszcze bardziej i mrukn:

Czyby to on mia zby? Nigdy nie widziaem zbatego ówia. Trzeba go w domu obejrze dokadnie, a potem ona ugotuje mi pyszn ówiow zup.

Myliwy mia u pasa worek. Wrzuci tam ówia i poszed do domu.

Tymczasem sarenka i mysz spostrzegy, e ów zosta. Bardzo si bay, ale przystany, a kruk zawróci, eby zobaczy, co si stao.

Widzia z góry, jak czowiek wrzuci ówia do worka. Kraka mu tu nad gow, eby go przestraszy, ale wszystko nadaremnie. Czowiek nic sobie z tego nie robi i szed dalej. Raz nawet wy­celowa do kruka i strzeli, ale nie trafi. Kruk musia ucieka.

Polecia do sarenki i myszy.

Wiecie? Straszna rzecz si staa. Czowiek niesie ówia w worku. Pewno chce go ugotowa.

Biedny, biedny nasz ówik — zapakaa sarenka. — Wierny nasz przyjaciel. Przybieg mi na pomoc, a teraz sam ma zgin?

Mysz pisna:

Nie pozwolimy na to! Przegryzam sie, to moe prze­gryz i worek. Tylko postarajcie si, eby go czowiek rzuci.

Ju wiem, jak to zrobi — zawoaa sarenka. — Bd bie­gaa i skakaa tu, tam, wszdzie, eby mnie czowiek widzia coraz to w innej stronie. Zacznie za mn goni, eby mnie upolowa. Strasznie si zmczy, bo ja mam cztery nogi, a on tylko dwie. Moe rzuci worek.

Ale czowiek moe ci zabi — powiedzia kruk. — Prze­cie o mao mnie nie zastrzeli. Uwaaj bardzo.

Bd si pilnowaa. Le, kruku, poka mi, którdy czowiek idzie.

I naprawd myliwy zacz biega za sarenk. A ona pokazuje si tu za krzakami, tam za dbem i zaraz si chowa, zanim czowiek zdy strzeli.

Myliwy biegnie w stron dbu, a sarenka wyglda zza buka, i ju jej nigdzie nie ma.

Wtem wysuwa gow zza skaki, zupenie w innej stronie. I tak cigle zwodzi i zwodzi.

Czowiek zmczy si, spoci, zasapa, a tu na dodatek uderza go po boku worek z ówiem. Rozgniewa si i cisn worek ze zoci, eby mu atwiej byo goni za sarenk.

Ona jeszcze wabia go przez jaki czas to tu, to tam, bo chciaa, eby mysz miaa czas przegry worek.

Wreszcie zrobi si wieczór i zaczo si ciemnia.

Myliwy by okropnie zy, e mu si nie udao polowanie na sarn. Wróci po worek, chcia zabra do domu chocia ówia.

Patrzy, co to? Worek by pkaty, a teraz ley na mchu jako pasko.

Chwyci worek, podniós — lekki! Z boku wygryziona dziura.

Przestraszy si. ,,Co to si dzieje", pomyla „Chyba jestem w zaczarowanym lesie, czy co? ówie maj tu zby, wygryzaj dziury w sieciach i nawet w workach. Kruki mnie si nie boj, kracz mi nad sam gow. Zaczarowana sarna to si ukazuje, to znika. Nie chc tu by, jeszcze i mnie si te czary czepi. Wyprowadz si w inne strony, znajd sobie lepsze lasy".