Móc to mog — mówi w — ale najpierw musz ci pocaowa.

Chop cofn si ze wstrtem.

Nie bój si — uspokaja go w. — Jestem twoim przyjacielem.

Gospodarz mia okrutn ochot na to rozumienie zwierzt, wic westchn tylko, nachyli si do wa i powiedzia:

No to ju pocauj, jak masz caowa, bye nie ugryz, pamitaj !

Raz, dwa — w owin mu si dookoa szyi i zanim chop si opatrzy, w pocaowa go w same usta. Brrr... wstrzsn si gospodarz ze strachu i obrzydzenia, ale ju byo po wszystkim.

W zsun si w traw i zasycza:

Nie mów nikomu, e rozumiesz zwierzc mow! Jak o tym piniesz cho sówko, to w jednej chwili umrzesz.

Sykn, wisn i znik w gszczu nad rowem.

Idzie chop dalej i myli: "ciekaw jestem, czy naprawd zrozumiem, co mówi zwierzta?"

Mija bajoro, w którym rozoya si winia. winia co tam chrumka, a z rowu obok jaki cienki gosik jej odpowiada.

Ach, ty winio umazana — popiskuje maleki ciernik wysuwa pyszczek z wody. — Nie wstyd ci tak zawsze tarza si w bocie? Ja wci myj si i myj i popatrz, jaki jestem czyciutki.

winia chrumka i chrusika pogardliwie:

Patrzcie mi, co za elegancik! Sam siebie umiesz chwali, ale ludzie nie pochwal ciebie tak, jak mnie. Kiedy zrobi ze mnie kiebas, to a palce obli, taka bdzie smakowita. A ty chudy, may i kolec masz na grzbiecie, kto ci pochwali?

Ja wol, eby mnie ludzie nie chwalili, bo wcale nie mam ochoty i na patelni! — pisn ciernik.

Rozemia si chop.

Idzie dalej, a tu ju i jego zagroda. Patrzy, peno wróbli siedzi na czereni i tak sobie wierkaj:

Czer, czer, wir, wir, patrz, patrz, patrz! Idzie nasz gospodarz, zaraz nas spdzi z czer, czer, czereni...

A nie, a nie, to dobry czowiek, czek, czek, czek! Nie odpdza, nie straszy, nie auje nam ziarna na klepisku ani czer, czereni...

Za to jego ssiad zy, bo nas apie, smay, zjada. Zy, zy, zy!

Zostawimy gospodarzowi czer, czer, czerenie! A tam u ssiada oskubiemy czer, czer, czerenie!

Frrr... polecia ble do ogrodu ssiada.

Chop wchodzi na swoje podwórko, a tu pies wybiega mu na spotkanie.

Hau, hau, witaj gospodarzu kochany. Pogaskaj mnie, daj rk poliza, hau, hau! Takem si za tob stskni.

Kogut zapia z pota:

Dododobry gospodaaarz!

Za co go chwalisz? — zagdakaa siwa kurka czubatka. — On potrafi tylko czapa po podwórzu. Gospodyni lepsza, bo nas karmi i poi.

Kokodak, tururu! — wrzasna siodatka. — Kogut to te le, le, le! Jajek nie niesie, kurczt nie wodzi, tylko pieje i ogonem trzsie.

Bdziecie cicho, jdze rozgdakane?! — wrzasn kogut,, trzepic skrzydami i groc dziobem. — eby nie gospodarz, pomarlibymy z godu. Gospodyni nie miaaby nas czym karmi. On orze, sieje, kosi, móci. Waniejszy jest gospodarz!

Wchodzi chop do sieni i mieje si. A cho ona pyta i pyta, z czego — m nic nie odpowiada.

Odstawi kos, przysiad na progu i odpoczywa.

Wó, co od rana ora ugór, te si zmczy. Pooy si w oborze na somie i drzemie.

Ale kozio cay dzie prónowa, wysypia si na pastwisku, jad i figlowa z kozami, wic nie ma po czym odpoczywa i arty go si trzymaj. Podszed z tyu do wou i kopn go potnie.

Wó drgn i zamycza:

Muuuu...

Kozio trzsie brod i przedrzenia go:

Meeee...

Cicho, capie — powiada wó. — Daj mi odpocz. Jutro ka mi znów pug cign. To cika praca, nie zabawa.

Jaka tam praca? Spacerujesz sobie po polu i tyle. To przyjemnie i zdrowo.

Wic czemu ty tak nie pospacerujesz z pugiem?

Bo mnie nikt nie zaprzga.

Ja to bym chcia, eby mnie kiedy nie zaprzgli — westchn wó.

Kozio przekrzywi eb i popatrzy na niego drwico.

Mczysz si i pracujesz, bo gupi. Ja ci poradz, jak masz zrobi. Kiedy rano parobek przyjdzie po ciebie, wywal ozór, wytrzeszcz oczy i le z wycignitymi nogami. Ludzie pomyl, e ciko zachorowa i dadz ci spokój.

Drzwi od obory by otwarte i gospodarz sysza ca t rozmow. Ale nic nie powiedzia, tylko wsta i poszed do chaty.

Czego si tak umiechasz pod wsem ? — zapytaa ona. — Powiedz zaraz, bo umr z ciekawoci.

E, jakby si z ciekawoci umierao, to by ju dawno leaa w grobie — odpowiedzia m. — Mam na gospodarstwie spryciarza, ale mu poka, em sprytniejszy od niego.

Nazajutrz z samego rana gospodyni wzia skopek i posza do obory doi krow. Ledwo wysza z chaty, a ju pdzi z powrotem: