Skocz! Skocz! Skocz!

W mig wyskoczy przez okno i uciek.

Zanim grubas zdy wybiec za nim przez drzwi dookoa domu, po kocioku z pienidzmi nie zostao ani ladu.

Kocioek wysypa zoto staruszce do fartucha, a ugia si pod ciarem, a sam zawróci co prdzej na podwórze gospodarza. Ukry si za studni i czeka, co bdzie.

Tymczasem bogacz czerwony i wcieky biega po podwórzu i krzycza:

Gdzie kocioek? Gdzie uciek ten przeklty kocioek?

Ona bogacza mylaa, e jej m dowiedzia si od kogo o ciecie, wic podesza do niego caa drca.

Prosz ci, mój mu, nie gniewaj si na mnie. Ja przecie nienaumylnie pozwoliam kociokowi zabra ciasto.

Jakie ciasto? — wrzasn skpiec. — Kiedy to si stao i jak?

Dopiero teraz dowiedzia si, jak to byo z ciastem dwa dni temu. Rozzoci si jeszcze wicej i szukajc kocioka pobieg pod stodo.

Gdzie jest kocioek? Gdzie uciek ten nicpo? — woa rozwcieczony.

Robotnicy myleli, e gospodarz dowiedzia si od kogo o pszenicy. Zaczli prosi:

Nie gniewajcie si, panie! Przecieemy nienaumylnie pozwolili mu wzi wasz pszenic.

Jak znów pszenic? — wrzasn gospodarz. — To on pszenic zabra?

Dopiero teraz dowiedzia si, co si stao na gumnie poprzedniego dnia. Wtem zobaczy kocioek, który wyskoczy zza studni na gospodarskie obejcie, zacz taczy i podrygiwa na trzech nókach. Twarz gospodarza pomiaa z gniewu. Biega za kociokiem, wymachiwa rkami i krzycza:

To on! To on zabra mi ciasto i pszenic, i pienidze! apa go! Dajcie mi siekier, to go roztrzaskam!

Wtem kocioek przyskoczy do gospodarza, capn go za okie pazurkami i nu cign ku wrotom.

Puszczaj! Puszczaj! — krzycza bogacz przeraony.

Ale apki kocioka wczepiy si w jego rkaw elaznymi pazurkami i cigny go, cigny, a wycigny na gociniec. Powloky go przez wie.

Staruszkowie stali oboje na progu swojej chatki odwitnie ubrani, bo wybierali si wanie do swego dawnego chlebodawcy z podzikowaniem za to, co im przyniós kocioek. Wtem zobaczyli, co si dzieje i zawoali zdumieni i przestraszeni:

Kocioku, co robisz? Dokd cigniesz naszego gospodarza?

Skocz z nim, skocz, skocz a na koniec wiata! — zakrzykn kocioek.

Kocioek z gospodarzem znikli w dali i nikt nie zobaczy ich ju nigdy. Staruszkowie mieli teraz wszystko, czego im byo potrzeba. Obdzielili innych biedaków we wsi i yli szczliwie.

TWARDOWSKI

Gdzie urodzi si Twardowski, o którym tyle kry opowieci, tego wam nie powiem, bo adne zapiski o tym nie mówi. Wiemy tylko, e byo to bardzo dawno, jeszcze w szesnastym wieku; kiedy Twardowski dorós, panowa nam miociwie król Zygmunt August, ostatni Jagielloczyk.

Twardowski by szlachcicem po ojcu i po matce, ale zapewne pochodzi z niezbyt znacznego rodu, bo nie wysali go rodzice na nauk za granic ani te nie oddali na dwór magnacki, tylko do Akademii Krakowskiej.

Co prawda bya to wtedy uczelnia znana w kraju i za granic; jednake aden szlachcic z bogatego rodu nie byby w owych czasach obra zawodu lekarza.

Z pocztku Twardowski by uczniem pilnym i pobonym, ukada nawet podobno kantyczki do Matki Boskiej, które powszechnie piewano.

Ale z czasem zachciao mu si pozna takie sekrety, jakich nie móg mu odkry aden czowiek: jak robi zoto, jak wywoywa duchy zmarych, jak odzyska modo i nigdy nie umrze.

Zacz studiowa ksigi czarnoksiskie i nauczy si zakl, którymi mona byo wywoa diaba.

Kamienica, w której mieszka Twardowski, staa poród innych koo bramy grodzkiej. Niedogodnie byo sprowadzi tam diaba, naleao znale miejsce bardziej ustronne.

Wybra je sobie za Wis, na Podgórzu, gdzie do dzi wznosz si wapienne skaki zwane Krzemionkami. Tam chodzi Twardowski sam jeden i w skalnej rozpadlinie próbowa swoich zakl czarnoksiskich.

Nie od razu udao mu si wywoa diaba. Ale dnia pewnego, kiedy wypowiedzia wezwanie i uy tajemnych znaków — ziemia si zatrzsa, bysno, buchn pomie i przed Twardowskim stan czart.

Nie wiemy, jak si z sob targowali. Do, e skoczyo si na ugodzie. Diabe obieca suy Twardowskiemu i spenia wszystkie jego zachcianki a do koca ycia. W zamian za to Twardowski zapisa mu ciao i dusz po mierci na wieki.

Straszna to bya cena. Twardowski mia zamiar wykrci si jako od tej zapaty, wic wytargowa paragraf dodatkowy: oto diabe bdzie mia prawo porwa go do pieka tylko z Rzymu. Myla sobie, „mog jedzi po caym wiecie, ale nikt mnie nie zmusi, ebym jecha wanie do Rzymu".