Muséum National d’Histoire Naturelle

Table of Contents

Strona tytuowa

Spis treci

7 sierpnia 1944

Ulotki

Bombowce

Dziewczyna

Chopiec

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Piwnica

Bomby zrzu!

Muséum National d’Histoire Naturelle

Zollverein

Magazyn kluczy

Radio

Zabierzcie nas do domu

Rodzi si co nowego

wiato

opoce przed nami nasz sztandar

W osiemdziesit dni dookoa wiata

Profesor

Morze Ognia

Otwórzcie oczy

Zanikanie

Zasady mechaniki

Plotki

Wicej, szybciej, janiej

Znak Bestii

Dobry wieczór. Albo Heil Hitler, jeli wolicie

Do widzenia, lepa dziewczyno!

Skarpety robione na drutach

Ucieczka

Herr Siedler

Exodus

8 sierpnia 1944

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Dom Pszczó

Pi piter w dó

W puapce

Czerwiec 1940

Château

Egzamin wstpny

Bretania

Madame Manec

Zostae powoany

Occuper

Nie kam

Étienne

Jungmänner

Wiede

Bosze

Hauptmann

Latajca kanapa

Suma któw

Profesor

Waciciel perfumerii

Czas strusi

Najsabszy

Przymusowe zdanie odbiorników

Muzeum

Szafa

Kosy

Kpiel

Najsabszy (#2)

Aresztowanie lusarza

8 sierpnia 1944

Fort de La Cité

Atelier de réparation

Dwie puszki

Rue Vauborel numer 4

Stan posiadania

Alarm

Stycze 1941

Styczniowe ferie

Ojciec nie wraca

Wizie

Plaa du Môle

Szlifierz klejnotów

Entropia

Spacery

Nadel im Heuhaufen

Propozycja

Masz innych przyjació

Klub ruchu oporu starszych pa

Diagnoza

Najsabszy (#3)

Grota

Upojenie

Klinga i Trbik

y przed mierci

W wizieniu

Zniknicie Huberta Bazina

Wszystko jest zatrute

Gocie

aba si gotuje

Rozkazy

Zapalenie puc

Kuracja

Niebo

Frederick

Nawrót choroby

8 sierpnia 1944

Kto w domu

mier Waltera Bernda

Sypialnia na pitym pitrze

Budowa radia

Na poddaszu

Sierpie 1942

Jecy

Szafa

Na wschód

Jeden zwyky bochenek

Volkheimer

Jesie

Soneczniki

Kamienie

Grota

Polowanie

Wiadomoci

Loudenvielle

Szaro

Febra

Trzeci kamie

Most

Rue des Patriarches

Biae miasto

20 000 mil podmorskiej eglugi

Depesza

9 sierpnia 1944

Fort National

Na poddaszu

Gowy

Delirium

Woda

Belki

Nadajnik

Gos

Maj 1944

Kraniec wiata

Liczby

Maj

Polowanie (znowu)

Clair de lune

Antena

Wielki Claude

Boulangerie

Grota

Agorafobia

Nic

Czterdzieci minut

Dziewczyna

May domek

Liczby

Morze Ognia

Aresztowanie Étienne’a LeBlanca

7 sierpnia 1944

Ulotki

12 sierpnia 1944

W grobowcu

Fort National

Ostatnie sowa kapitana Nemo

Go

Ostateczny wyrok

Muzyka #1

Muzyka #2

Muzyka #3

Na zewntrz

Szafa

Towarzysze

Jednoczesno chwil

Jeste tam?

Druga puszka

Ptaki Ameryki

Zawieszenie broni

Czekolada

wiato

Berlin

Pary

Volkheimer

Jutta

Plecak

Saint-Malo

Laboratorium

Go

Papierowy samolocik

Klucz

Morze Ognia

Frederick

Podzikowania

Przypisy kocowe

 

Spis treci

 

Okadka

 

Strona tytuowa

 

Strona redakcyjna

 

7 sierpnia 1944

Ulotki

Bombowce

Dziewczyna

Chopiec

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Piwnica

Bomby zrzu!

 

Muséum National d’Histoire Naturelle

Zollverein

Magazyn kluczy

Radio

Zabierzcie nas do domu

Rodzi si co nowego

wiato

opoce przed nami nasz sztandar

W osiemdziesit dni dookoa wiata

Profesor

Morze Ognia

Otwórzcie oczy

Zanikanie

Zasady mechaniki

Plotki

Wicej, szybciej, janiej

Znak Bestii

Dobry wieczór. Albo Heil Hitler, jeli wolicie

Do widzenia, lepa dziewczyno!

Skarpety robione na drutach

Ucieczka

Herr Siedler

Exodus

 

8 sierpnia 1944

Saint-Malo

Rue Vauborel numer 4

Dom Pszczó

Pi piter w dó

W puapce

 

Czerwiec 1940

Château

Egzamin wstpny

Bretania

Madame Manec

Zostae powoany

Occuper

Nie kam

Étienne

Jungmänner

Wiede

Bosze

Hauptmann

Latajca kanapa

Suma któw

Profesor

Waciciel perfumerii

Czas strusi

Najsabszy

Przymusowe zdanie odbiorników

Muzeum

Szafa

Kosy

Kpiel

Najsabszy (#2)

Aresztowanie lusarza

 

8 sierpnia 1944

Fort de La Cité

Atelier de réparation

Dwie puszki

Rue Vauborel numer 4

Stan posiadania

Alarm

 

Stycze 1941

Styczniowe ferie

Ojciec nie wraca

Wizie

Plaa du Môle

Szlifierz klejnotów

Entropia

Spacery

Nadel im Heuhaufen

Propozycja

Masz innych przyjació

Klub ruchu oporu starszych pa

Diagnoza

Najsabszy (#3)

Grota

Upojenie

Klinga i Trbik

y przed mierci

W wizieniu

Zniknicie Huberta Bazina

Wszystko jest zatrute

Gocie

aba si gotuje

Rozkazy

Zapalenie puc

Kuracja

Niebo

Frederick

Nawrót choroby

 

8 sierpnia 1944

Kto w domu

mier Waltera Bernda

Sypialnia na pitym pitrze

Budowa radia

Na poddaszu

 

Sierpie 1942

Jecy

Szafa

Na wschód

Jeden zwyky bochenek

Volkheimer

Jesie

Soneczniki

Kamienie

Grota

Polowanie

Wiadomoci

Loudenvielle

Szaro

Febra

Trzeci kamie

Most

Rue des Patriarches

Biae miasto

20 000 mil podmorskiej eglugi

Depesza

 

9 sierpnia 1944

Fort National

Na poddaszu

Gowy

Delirium

Woda

Belki

Nadajnik

Gos

 

Maj 1944

Kraniec wiata

Liczby

Maj

Polowanie (znowu)

Clair de lune

Antena

Wielki Claude

Boulangerie

Grota

Agorafobia

Nic

Czterdzieci minut

Dziewczyna

May domek

Liczby

Morze Ognia

Aresztowanie Étienne’a LeBlanca

7 sierpnia 1944

Ulotki

 

12 sierpnia 1944

W grobowcu

Fort National

Ostatnie sowa kapitana Nemo

Go

Ostateczny wyrok

Muzyka #1

Muzyka #2

Muzyka #3

Na zewntrz

Szafa

Towarzysze

Jednoczesno chwil

Jeste tam?

Druga puszka

Ptaki Ameryki

Zawieszenie broni

Czekolada

wiato

 

Berlin

Pary

 

Volkheimer

Jutta

Plecak

Saint-Malo

Laboratorium

Go

Papierowy samolocik

Klucz

Morze Ognia

Frederick

 

Podzikowania

 

Przypisy kocowe

 

Tytu oryginau
ALL THE LIGHT WE CANNOT SEE

 

Redakcja
Mirosaw Grabowski

 

Korekta
Ewa Jastrun, Jolanta Ogonowska

 

Projekt okadki
© Tal Goretsky

 

Zdjcia na okadce
© Manuel Clauzier (Saint-Malo), © Getty Images (niebo)

 

Adaptacja okadki
Magdalena Zawadzka/Aureusart

 

Redaktor prowadzcy
Anna Brzeziska

 

Copyright © 2014 by Anthony Doerr. All rights reserved.
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca 2015
Copyright © for the Polish translation by Tomasz Wyyski

 

Wszelkie prawa zastrzeone. Niniejszy plik jest objty ochron prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostp upowania wycznie do prywatnego uytku. Rozpowszechnianie caoci lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody waciciela praw jest zabronione.

 

Wydanie I

 

ISBN 978-83-8015-073-7

 

Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.
ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa
www.czarnaowca.pl
Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: redakcja@czarnaowca.pl
Dzia handlowy: tel. 22 616 29 36; e-mail: handel@czarnaowca.pl
Ksigarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e-mail: sklep@czarnaowca.pl

 

Konwersj do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

 

 

Pamici Wendy Weil

1940–2012

 

W sierpniu 1944 roku prawie w caoci spalono historyczne miasto Saint-Malo, otoczone murami obronnymi, najwspanialszy klejnot bretoskiego Szmaragdowego Wybrzea […] Sporód 865 budynków znajdujcych si w obrbie murów ocalay zaledwie 182, wszystkie w rónym stopniu uszkodzone.

Philip Beck

 

Bez radia nie moglibymy zdoby wadzy ani sprawowa jej tak, jak to robimy.

Joseph Goebbels

 

Zero

Sierpnia 1944

 

Ulotki

S p a d a j z n i e b a o z m i e r z c h u. Fruwaj nad murami obronnymi, tacz nad dachami, wiruj w gbokich wwozach midzy kamienicami. Cae ulice pokrywaj kartki papieru, nienobiae na tle kocich bów. Pilna wiadomo dla mieszkaców! – informuj. Natychmiast opucie miasto i schrocie si na terenie niezabudowanym!

Zaczyna si przypyw. Na niebie wieci may óty ksiyc midzy peni a trzeci kwadr. Na wschodzie, na dachach nadmorskich hoteli i w ogrodach na ich tyach, onierze szeciu baterii amerykaskiej artylerii wrzucaj do luf modzierzy pociski zapalajce.

 

Bombowce

O p ó n o c y p r z e l a t u j nad kanaem La Manche. Jest ich dwanacie i nosz nazwy piosenek: Stardust, Stormy Weather, In the Mood, Pistol-Packin’ Mama. Daleko w dole wida morze pokryte niezliczonymi grzbietami spienionych fal. Nawigatorzy wkrótce zauwa na widnokrgu zarysy paskich wysp zalanych wiatem ksiyca. Francja.

W suchawkach rozlegaj si trzaski. Zgodnie z planem bombowce leniwie schodz na niszy puap. Ze stanowisk artylerii przeciwlotniczej rozmieszczonych wzdu wybrzea strzelaj w niebo snopy czerwonego wiata. Wida czarne wraki okrtów zatopionych przez zaog lub zniszczonych przez nieprzyjaciela. Jeden ma urwany dziób, a drugi ponie – wida migotanie pomieni. Na wyspie pooonej najdalej od ldu biegaj midzy skaami przeraone owce.

W kadym samolocie bombardier spoglda przez celownik i liczy do dwudziestu. Cztery, pi, sze, siedem. Ufortyfikowane miasto na granitowym pówyspie jest coraz bliej i bombardierzy maj wraenie, e widz zepsuty zb, czarny i grony, nabrzmiay wrzód, który naley przeci.

 

Dziewczyna

N a j e d n y m z k r a c ó w m i a s t a, na pitym, ostatnim pitrze wysokiej, wskiej kamienicy przy rue Vauborel numer 4 klczy Marie-Laure LeBlanc, niewidoma szesnastoletnia dziewczyna. Pochyla si nad niskim stoem, w caoci zajtym przez dokadny model Saint-Malo z miniaturowymi replikami setek domów, sklepów i hoteli, otoczonymi murami obronnymi. Wida katedr z wysmuk wie, masywne, stare Château de Saint-Malo i dugie szeregi nadbrzenych kamienic ze sterczcymi kominami. Z play du Môle biegnie w morze smuke drewniane molo o ukowatym ksztacie, nad targiem rybnym wznosi si delikatna, aurowa kopua, na malekich placach miejskich wida mikroskopijne awki, najmniejsze o rozmiarach pestek jabek.

Marie-Laure przesuwa czubkami palców po szerokiej na centymetr koronie murów obronnych, które otaczaj model jak asymetryczna gwiazda. Znajduje w nich luk, skd celuj w morze cztery archaiczne dziaa. „Bastion de la Hollande” – szepce i jej palce podaj w dó po malekich schodach. „Rue des Cordiers. Rue Jacques-Cartier”.

W kcie pokoju stoj dwa ocynkowane wiadra z wod. Zawsze je napeniaj, jeli tylko moesz, upomina j stryjeczny dziadek. I wann na drugim pitrze. Nigdy nie wiadomo, kiedy znowu zabraknie wody.

Palce Marie-Laure wdruj z powrotem do wiey katedry. Podaj na poudnie, do Bramy Dinaskiej. Przez cay wieczór dotykaa opuszkami palców modelu miasta, czekajc na Étienne’a, stryjecznego dziadka, waciciela tej kamienicy, który wyszed poprzedniej nocy, gdy spaa, i nie wróci. Teraz znowu jest noc, wskazówki zegara po raz kolejny okryy tarcz, w domu panuje cisza, a Marie-Laure nie moe spa.

Syszy bombowce, gdy s w odlegoci piciu kilometrów. Narastajcy szmer. Szum w muszli.

Kiedy otwiera okno sypialni, warkot samolotów staje si goniejszy. Poza tym noc jest przeraajco cicha: adnych motorów, gosów, grzechotów. Nie wyj syreny. Nikt nie stpa po kocich bach. Nie sycha nawet mew. Tylko plusk wody u podnóa murów obronnych, przecznic dalej i pi piter w dó. Jest przypyw.

Marie-Laure syszy jeszcze jeden dwik.

Bardzo blisko co leciutko szeleci. Otwiera lew okiennic i dotyka palcami prawej. Midzy deseczkami tkwi kartka papieru.

Unosi j do nosa. Pachnie wie farb drukarsk. Moe benzyn? Papier jest nowy, wisi na oknie od niedawna.

Marie-Laure waha si, stojc w poczochach przy oknie. Za plecami ma sypialni, na szczycie ozdobnej szafy stoj rzdem muszle morskie, a na listwach przypodogowych drobne otoczaki. W rogu znajduje si biaa laska, na óku ley grzbietem do góry gruba powie w alfabecie Braille’a. Warkot samolotów narasta.

 

Chopiec

P i u l i c d a l e j, na pónoc od rue Vauborel, cichy stukot wyrywa ze snu jasnowosego, osiemnastoletniego niemieckiego szeregowca, Waltera Pfenniga. Zaledwie szelest. W odleg szyb uderzaj muchy.

Gdzie jest? Sodki, chemiczny zapach smaru do dzia, wo wieo zbitych drewnianych skrzy na pociski, stare przecierada pachnce naftalin – jest w hotelu. Oczywicie. Hôtel des Abeilles, Dom Pszczó.

Cigle noc. Cigle wczenie.

Od strony morza sycha wist i huk, artyleria przeciwlotnicza otwiera ogie.

Korytarzem pieszy kapral jednostki OPL, zmierzajc w stron klatki schodowej.

– Zejd do piwnicy! – woa przez rami, a Werner wcza latark polow, zwija koc, chowa do plecaka i rusza za starszym stopniem.

Jeszcze nie tak dawno Dom Pszczó wydawa si sympatyczny. Elewacj zdobiy jasnoniebieskie okiennice, w restauracji podawano mroone ostrygi, a za szynkwasem czycili kieliszki bretoscy barmani w muszkach. Mia dwadziecia jeden pokoi z widokiem na ocean i foyer z gigantycznym kominkiem. Popijali tu aperitify paryanie spdzajcy weekendy w Saint-Malo, a wczeniej od czasu do czasu notable z okresu Republiki – ministrowie, wiceministrowie, opaci, admiraowie. W poprzednich wiekach ogorzali korsarze: mordercy, rabusie, grabiecy, eglarze.

Wczeniej, jeszcze zanim powsta hotel, piset lat temu, by to dom zamonego kapitana, który zrezygnowa z korsarstwa i zaj si badaniem ycia pszczó yjcych na pastwiskach wokó Saint-Malo. Notowa ich zwyczaje i ywi si wieym miodem. Nad nadproem wci znajduj si wyrzebione w dbowym drewnie wizerunki pszczó, a poronita bluszczem fontanna na dziedzicu ma ksztat ula. Werner najbardziej lubi pi spowiaych plafonów w najwspanialszych pomieszczeniach na górnych pitrach, gdzie na niebieskim tle lataj pszczoy wielkoci dzieci, ogromne leniwe trutnie i robotnice z ykowanymi skrzydami, a nad szecioktn wann kroczy po suficie trzymetrowa królowa z wielkimi oczyma i brzuchem pokrytym zocistym meszkiem.

W cigu ostatnich czterech tygodni hotel sta si czym nowym – twierdz. onierze austriackiej jednostki OPL zabili deskami okna, zniszczyli óka. Zabarykadowali wejcie, zastawili klatki schodowe skrzyniami pocisków armatnich. Na trzecim pitrze, gdzie z pokoi z balkonami wida mury obronne, ustawiono stare dziao przeciwlotnicze kalibru 88 mm, które moe wystrzeliwa dziesiciokilogramowe pociski na odlego pitnastu kilometrów.

Austriacy nazywaj swoj armat Ihre Majestät i przez ostatnie tygodnie zajmuj si ni jak pszczoy robotnice opiekujce si królow. Karmi j smarami, pomalowali luf, naoliwili koa, uoyli u podnóa worki z piaskiem jak ofiary dla bóstwa.

Królewska acht acht, mordercza wadczyni majca wszystkich broni.

Werner jest na schodach, w poowie drogi na parter, gdy dziao kalibru 88 mm szybko oddaje dwa strzay. Po raz pierwszy syszy je z tak bliskiej odlegoci i ma wraenie, e górne pitra hotelu wylatuj w powietrze. Zatacza si i zatyka uszy. ciany przenika drenie, najpierw z góry na dó, do fundamentów, a potem z dou do góry.

Syszy tupot butów Austriaków, którzy znowu aduj dziao. Z oddali dochodzi cichnce wycie dwóch wystrzelonych pocisków leccych nad oceanem: s ju w odlegoci czterech lub piciu kilometrów. Zdaje sobie spraw, e jeden z onierzy piewa. Moe wszyscy piewaj? Omiu onierzy Luftwaffe, z których aden nie przeyje najbliszej godziny, piewa pie miosn dla swojej królowej.

Werner owietla foyer latark. Wielkie dziao strzela po raz trzeci, gdzie w pobliu sycha brzk tuczonego szka, w kominie rozlega si szum spadajcych patów sadzy, ciany hotelu dwicz jak dzwon. Werner martwi si, e od huku wypadn mu zby.

Otwiera drzwi piwnicy i przystaje. Dwoi mu si w oczach.

– To ju dzi? – pyta. – Naprawd przylecieli?

Ale kto miaby odpowiedzie?

 

Saint-Malo

W c a y m m i e c i e b u d z s i ostatni mieszkacy, którzy nie zdyli si ewakuowa, jcz, wzdychaj. Stare panny, prostytutki, mczyni, którzy przekroczyli szedziesitk. Lenie, kolaboranci, ateici, pijacy. Siostry zakonne z rónych zgromadze. Ubodzy. Uparciuchy. lepcy.

Niektórzy piesz do schronów przeciwlotniczych, inni wmawiaj sobie, e to tylko wiczenia. Cz zwleka, by zabra koc, modlitewnik albo tali kart.

Dwa miesice wczeniej alianci wyldowali w Normandii. Wyzwolono Cherbourg, Caen i Rennes. Poowa zachodniej Francji jest wolna. Na wschodzie Sowieci odbili Misk, w Polsce Armia Krajowa rozpocza w Warszawie powstanie, kilka gazet omielio si zasugerowa, e losy wojny s przesdzone.

Ale tu jest inaczej. Saint-Malo to ostatni bastion na kracu kontynentu, ostatni niemiecki punkt oporu na wybrzeu Bretanii.

Ludzie szepc, e w Saint-Malo Niemcy wyremontowali dwukilometrowe podziemne korytarze pod redniowiecznymi murami, zbudowali nowe fortyfikacje, nowe tunele, nowe chodniki ewakuacyjne, niewiarygodnie skomplikowane kompleksy bunkrów ukrytych pod ziemi. Kr plotki, e pod fortem de La Cité, pooonym na przyldku i oddzielonym rzek od starego miasta, znajduj si magazyny rodków opatrunkowych, amunicji, a nawet podziemny szpital. Jest tam klimatyzacja, zbiornik na wod o pojemnoci dwóch tysicy litrów, bezporednie poczenie z Berlinem. S miotacze ognia suce jako puapki, sie stalowych kopu obserwacyjnych i zapasy amunicji pozwalajce dzie po dniu ostrzeliwa morze przez cay rok.

Podobno jest tam tysic Niemców gotowych na mier. Albo pi tysicy. Moe wicej.

Saint-Malo: miasto z czterech stron otoczone przez morze. Komunikacja z reszt Francji jest utrudniona: grobla, most, awica piasku. Przede wszystkim jestemy obywatelami Saint-Malo, mówi mieszkacy. Póniej Bretoczykami. Jeeli jeszcze co zostaje, Francuzami.

W wietle byskawic granit wydaje si bkitny. Kiedy przypyw osiga maksimum, w piwnicach w rodku miasta pojawia si woda. W czasie odpywu stercz z morza pokryte pklami wrgi tysica wraków. W cigu trzech tysicy lat ten niewielki przyldek widzia wiele oble.

Ale nie takie jak to.

Babcia bierze na rce paczce dziecko. Pijak, który sika w zauku na przedmieciach Saint-Sevran pótora kilometra dalej, wyjmuje z ywopotu kartk papieru. Pilna wiadomo dla mieszkaców! – czyta. Natychmiast opucie miasto i schrocie si na terenie niezabudowanym!

Na okolicznych wyspach byskaj dziaa przeciwlotnicze, a w Saint-Malo wielkie niemieckie armaty wystrzeliwuj kolejne pociski, które lec z wyciem nad wod. Na wyspie pooonej czterysta metrów od brzegu trzystu osiemdziesiciu francuskich winiów przetrzymywanych w forcie National kuli si w wietle ksiyca na dziedzicu i spoglda w niebo.

Cztery lata okupacji, wic co oznacza ryk nadlatujcych bombowców? Ocalenie? Ekstyrpacj?

Grzechot strzelajcych karabinów. Huk dzia przeciwlotniczych przypominajcy ostre dwiki werbli. Z gniazd na wiey katedry sfruwa stadko gobi i odlatuje w stron morza.

 

Rue Vauborel numer 4

M a r i e - L a u r e L e B l a n c stoi samotnie w swojej sypialni, wdychajc zapach ulotki, której nie moe przeczyta. Wyj syreny. Zamyka okiennice i blokuje okno. Samoloty s z kad chwil coraz bliej, kada sekunda spdzona w pokoju jest stracona. Marie-Laure powinna pobiec na dó, dotrze do kta kuchni, gdzie w pododze znajduje si niewielka klapa – wejcie do piwnicy penej kurzu, dywanów pogryzionych przez myszy i starych kufrów, których od dawna nikt nie otwiera.

Zamiast tego wraca do stou obok óka i klka przed modelem miasta.

Znów odnajduje palcami mury obronne, Bastion de la Hollande, niewielkie schody prowadzce w dó. W tym domu, wanie w tym miejscu, w rzeczywistym miecie, co niedziela trzepie dywany jaka kobieta. Z tamtego okna krzykn kiedy chopiec: „Uwaaj, co robisz! Jeste lepa?!”.

We framugach brzcz szyby. Dziaa przeciwlotnicze oddaj kolejn salw. Ziemia stopniowo obraca si wokó osi.

Pod palcami Marie-Laure miniaturowa rue d’Estrées przecina miniaturow rue Vauborel. Palce skrcaj w prawo, licz drzwi wejciowe. Jeden, dwa, trzy. Cztery. Ile razy to robia?

Dom numer 4 to wysoka, odrapana kamienica naleca do stryjecznego dziadka Étienne’a. Marie-Laure mieszka tu od czterech lat. Klczy samotnie na pitym pitrze, a tymczasem w jej stron leci z rykiem dwanacie amerykaskich bombowców.

Naciska malekie drzwi frontowe, zwalniajc ukryty zatrzask, i unosi replik domu. W jej doniach ma ona wielko pudeka papierosów ojca.

Bombowce s teraz tak blisko, e pod kolanami Marie-Laure zaczyna dre podoga. Na korytarzu brzcz krysztaowe ozdoby yrandola wiszcego nad klatk schodow. Marie-Laure przekrca o dziewidziesit stopni komin miniaturowej kamienicy. Póniej wyjmuje trzy drewniane deseczki tworzce dach i obraca dom do góry nogami.

Na jej do wypada kamie.

Jest chodny. Ma wielko gobiego jaja. Ksztat zy.

Marie-Laure trzyma w jednej rce miniaturowy dom, a w drugiej kamie. ciany dygoc od huku. Ma wraenie, e za chwil przebij je ogromne palce.

– Tato? – szepce.

 

Piwnica

P o d f o y e r D o m u P s z c z ó wykuto dla korsarza piwnic w litej skale. Pod granitowymi cianami stoj skrzynki, szafy i wieszaki na narzdzia. Sufit podpieraj trzy ogromne, rcznie ociosane belki z pni drzew citych setki lat wczeniej w staroytnym bretoskim lesie i przetransportowanych do Saint-Malo przez konne zaprzgi.

Pojedyncza arówka rzuca w pomieszczeniu chybotliwe cienie.

Przy warsztacie siedzi na skadanym krzele Walter Pfennig, sprawdza napicie akumulatora i wkada suchawki. Ma do dyspozycji wyposaone w anten urzdzenie nadawczo-odbiorcze w stalowej obudowie, dziaajce na falach o dugoci 1,6 metra. Pozwala ono komunikowa si z identycznym urzdzeniem na górnych pitrach domu, z dwoma innymi bateriami przeciwlotniczymi w murach miasta oraz z podziemnym schronem dowództwa garnizonu po przeciwnej stronie ujcia rzeki.

Radio buczy lekko, gdy si rozgrzewa. Obserwator odczytuje wspórzdne do mikrofonu, a artylerzysta je powtarza. Werner przeciera oczy. Za jego plecami a do sufitu wznosz si skonfiskowane skarby: zwinite gobeliny, zegary stojce, ozdobne szafy, ogromny olejny pejza pokryty krakelur. Na póce naprzeciwko Wernera znajduje si osiem lub dziewi gipsowych gów, których przeznaczenia nie moe si domyli.

Po wskich drewnianych schodach, pochylajc gow pod belkami, schodzi ogromny sierant sztabowy Frank Volkheimer. Umiecha si dobrodusznie do Wernera i siada w wysokim fotelu obitym zocistym jedwabiem. Umieszcza karabin midzy potnymi udami, gdzie wydaje si on miesznie may.

– Zaczyna si? – pyta Werner.

Volkheimer kiwa gow. Wcza latark i trzepoce w pómroku dziwnie dziewczcymi rzsami.

– Jak dugo to potrwa?

– Niedugo. Jestemy tu bezpieczni.

Ostatni przychodzi Bernd, technik, niski mczyzna z mysimi wosami i lekkim zezem. Zamyka za sob i rygluje drzwi piwnicy, po czym z ponurym wyrazem twarzy siada w poowie drewnianych schodków. Trudno powiedzie, czy jego oblicze wyraa strach, czy mstwo.

Po zamkniciu drzwi cichnie wycie syren. Na suficie miga arówka.

Woda, myli Werner. Zapomniaem o wodzie.

W odlegym kracu miasta strzela druga bateria przeciwlotnicza, po czym znów rozlega si huk osiemdziesitkiósemki na pitrze kamienicy, oguszajcy, miercionony. Werner sucha wycia pocisków przelatujcych na niebie. Z sufitu spadaj kaskady pyu. Mimo suchawek Werner w dalszym cigu syszy piew Austriaków.

…auf d’Wulda, auf d’Wulda, da scheint d’Sunn a so gulda…

Volkheimer sennie dotyka plamy na swoich spodniach. Bernd dmucha w zoone rce. W suchawkach rozlegaj si dane o prdkoci wiatru, cinieniu atmosferycznym, trajektoriach. Werner myli o domu. Frau Elena pochyla si nad jego niewielkimi butami, dwukrotnie wie kade sznurowado. Za oknem pokoju na poddaszu przesuwaj si gwiazdy. Modsza siostra Wernera, Jutta, siedzi okrcona kodr, ze suchawk radia przycinit do lewego ucha.

Cztery pitra wyej Austriacy wprowadzaj nastpny pocisk do dymicego zamka osiemdziesitkiósemki, dokadnie sprawdzaj kt nachylenia lufy i zatykaj uszy, gdy armata oddaje strza, ale tu, na dole, Werner syszy tylko dwiki radia z dziecistwa. Na ziemi spojrzaa Bogini Historii. Tylko najgortszy ogie pozwala osign oczyszczenie. Widzi las widncych soneczników. Widzi stado wron zrywajcych si do lotu z korony drzewa.

 

Bomby zrzu!

S i e d e m n a c i e , o s i e m n a c i e, dziewitnacie, dwadziecia. Pod celownikami pdzi morze. Teraz dachy. Dwa mniejsze samoloty oznaczaj wiecami dymnymi cel, pierwszy bombowiec zrzuca swój adunek, a jedenacie pozostaych idzie za jego przykadem. Bomby lec ukonie, samoloty nabieraj wysokoci i formuj szyk.

Niebo pokrywa si czarnymi ctkami. Stryjeczny dziadek Marie-Laure, zamknity wraz z kilkuset winiami za bram fortu National, spoglda w gór i myli: Szaracza, po czym przypomina mu si starotestamentowe przysowie przechowywane w zakamarkach pamici od czasów, gdy chodzi do szkóki parafialnej: Szaracza, cho nie ma króla, caa wyrusza w porzdku1.

Demoniczna horda. Rozsypany worek fasoli. Sto rozerwanych róaców. Mona uy tysica metafor i adna nie oddaje rzeczywistoci: kady samolot zrzuca czterdzieci bomb, cznie czterysta osiemdziesit, trzydzieci i pó tony materiaów wybuchowych.

Na miasto spada lawina. Huragan. Filianki do herbaty zelizguj si z póek, obrazy spadaj ze cian. Po kolejnym uamku sekundy syreny przestaj by syszalne. Wszystko przestaje by syszalne. Ryk staje si tak potny, e ludziom pkaj bbenki w uszach.

Dziaa przeciwlotnicze wystrzeliwuj ostatnie pociski. Dwanacie nieuszkodzonych bombowców zawraca i odlatuje w bkitny mrok.

Na pitym pitrze kamienicy przy rue Vauborel numer 4 Marie-Laure wczoguje si pod óko i przyciska do piersi kamie i model domu.

Pod sufitem piwnicy Domu Pszczó ganie pojedyncza arówka.

 

Jeden

 

Muséum National d’Histoire Naturelle

M a r i e - L a u r e L e B l a n c jest wysok, piegowat szeciolatk o byskawicznie pogarszajcym si wzroku, gdy pewnego dnia ojciec kae jej doczy do kilkunastoosobowej grupy dzieci zwiedzajcych muzeum, w którym pracuje. Przewodnik to stary, garbaty stranik, niewiele wyszy od swoich podopiecznych. Stuka czubkiem laski w posadzk, proszc o cisz, po czym prowadzi wycieczk przez ogrody do sal wystawowych.

Dzieci patrz na techników, którzy podnosz ko udow dinozaura, posugujc si linami i wielokrkami. Odwiedzaj sal, gdzie stoi wypchana yrafa z liniejcymi patami sierci na grzbiecie. Zagldaj do szuflad w pracowniach taksydermii, penych piór, ptasich szponów i szklanych oczu; przegldaj dwustuletnie herbaria z podobiznami orchidei, stokrotek i zió.

W kocu wspinaj si po szesnastu schodkach i docieraj do dziau mineralogii. Przewodnik pokazuje agat z Brazylii, fioletowe ametysty i stojcy na postumencie meteoryt, który, jak twierdzi, jest równie stary jak Ukad Soneczny. Póniej prowadzi dzieci gsiego krconymi schodami w dó, a potem znowu w dó, nastpnymi krconymi schodami. Wreszcie, po przejciu kilku korytarzy, wycieczka zatrzymuje si przed elaznymi drzwiami z dziurk od klucza.

– Koniec zwiedzania – mówi przewodnik.

– Co jest za tymi drzwiami? – pyta jedna z dziewczt.

– Nastpne zamknite drzwi, nieco mniejsze.

– A za nimi?

– Trzecie zamknite drzwi, jeszcze mniejsze.

– A dalej?

– Czwarte drzwi, potem pite, a w kocu dochodzi si do trzynastych, malekich, nie wikszych od buta.

Dzieci pochylaj si do przodu.

– Co jest za nimi?

– Za trzynastymi drzwiami – przewodnik unosi straszliwie pomarszczon do – znajduje si Morze Ognia.

Zdziwienie. Dzieci spogldaj na siebie.

– Nie artujcie! Nie syszelicie o Morzu Ognia?!

Krc gowami. Marie-Laure zerka na nagie arówki wiszce w metrowych odstpach pod sufitem. Widzi je jako wirujce tczowe kule.

Przewodnik unosi lask na ptli opasujcej nadgarstek i zaciera rce.

– To duga opowie. Chcecie posucha dugiej opowieci?

Dzieci kiwaj gowami. Przewodnik odchrzkuje i zaczyna mówi:

– Przed wiekami, na wyspie, któr dzi nazywamy Borneo, pewien ksi znalaz na dnie wyschnitej rzeki niebieski kamie. Spodoba mu si, wic go zabra. Ale kiedy wraca do paacu, zaatakowali go konni rabusie i przebili mu serce wóczni.

– Przebili serce?

– Czy to prawda?

– Tss! – szepce jeden z chopców.

– Bandyci zrabowali piercienie ksicia, konia, wszystko. Ale nie zauwayli maego niebieskiego kamienia, bo zaciska go w doni. Umierajcy ksi zdoa si doczoga do paacu i przez dziesi dni by nieprzytomny. Dziesitego dnia, ku zdumieni kobiet, które go pielgnoway, usiad, otworzy do i ich oczom ukaza si kamie.

Medycy sutana orzekli, e sta si cud, bo po odniesieniu tak cikiej rany ksi nie mia prawa przey. Opiekujce si nim kobiety utrzymyway, e kamie musi mie waciwoci uzdrowicielskie. Jubilerzy sutana stwierdzili co innego: owiadczyli, e jest to najwikszy diament, jaki kiedykolwiek widzieli. Przez osiemdziesit dni obrabia go najzdolniejszy szlifierz, a kiedy skoczy prac, kamie przybra jasnobkitny kolor mórz poudniowych, ale w rodku znajdowaa si czerwona iskra, jak pomie w kropli wody. Sutan kaza wprawi brylant w koron ksicia i mówiono, e kiedy siedzi on na tronie w promieniach soca, bije od niego tak olepiajca jasno, jakby skada si ze wiata.

– Jest pan pewien, e to prawda? – pyta dziewczynka.

– Tss! – ucisza j chopiec.

– Brylant nazwano Morzem Ognia. Niektórzy ludzie wierzyli, e ksi jest bóstwem i dopóki posiada klejnot, nie mona go zabi. Ale zaczo si dzia co dziwnego: im duej nosi koron, tym wicej nieszcz go spotykao. W cigu miesica jeden z jego braci uton, a drugi zmar od ukszenia wa. Po pó roku zachorowa i odszed z tego wiata ojciec ksicia. Co gorsza, zwiadowcy donieli, e na wschodzie gromadzi si ogromna armia.

Ksi zwoa doradców zmarego sutana. Wszyscy stwierdzili, e powinien si szykowa do wojny… wszyscy z wyjtkiem jednego – kapana, który oznajmi, e mia sen. A w nim Bogini Ziemi powiedziaa, e stworzya Morze Ognia jako podarek dla swojego ukochanego, Boga Morza, i wysaa klejnot w nurtach rzeki. Kiedy rzeka wyscha i ksi odnalaz diament, bogini wpada we wcieko. Rzucia kltw na kamie i wszystkich jego posiadaczy.

Dzieci pochylaj si do przodu, Marie-Laure wraz z nimi.

– Dziaanie kltwy jest nastpujce: waciciel kamienia bdzie y wiecznie, ale na wszystkich, których kocha, spadnie deszcz nieszcz.

– y wiecznie?

– Ale gdyby wrzuci go do morza i w ten sposób przekaza prawowitemu wacicielowi, Bogini Ziemi cofnaby kltw. Ksi, teraz ju sutan, zastanawia si przez trzy dni i trzy noce, a w kocu postanowi zatrzyma kamie. Uratowa mu on ycie i ksi wierzy, e czyni go niepokonanym. Rozkaza obci kapanowi jzyk.

– Au! – wzdycha najmodszy chopiec.

– Powany bd – zauwaa najwysza dziewczynka.

– Na kraj napadli wrogowie – cignie przewodnik – zniszczyli paac i wymordowali wszystkich jego mieszkaców. Ksicia nigdy wicej nie widziano i przez dwiecie lat nikt nie sysza o Morzu Ognia. Niektórzy twierdzili, e pocito go na mniejsze brylanty; inni opowiadali, e ksi w dalszym cigu jest wacicielem kamienia, e yje w Japonii lub Persji jako ubogi rolnik i e w ogóle si nie starzeje. W ten sposób kamie znikn z kart historii. A pewnego dnia francuski handlarz kamieni szlachetnych, który odwiedzi kopalnie Golkondy w Indiach, ujrza ogromny oszlifowany brylant w ksztacie gruszki. Sto trzydzieci trzy karaty. Prawie idealna czysto. Wielkoci gobiego jaja, pisa, bkitny jak morze, ale z iskr ognia w rodku. Podrónik wykona odlew brylantu i wysa do lotaryskiego ksicia, wielkiego mionika klejnotów, ostrzegajc go o kltwie. Ksi zapragn zosta wacicielem kamienia, wic kupiec przywióz go do Europy, a ksi kaza go osadzi w gace laski i nigdy si z nim nie rozstawa.

– Ach…

– Po miesicu ksina zachorowaa na raka krtani. Dwóch ulubionych sucych spado z dachu i skrcio kark. Póniej jedyny syn ksicia zgin w wypadku podczas jazdy konnej. Chocia wszyscy mówili, e ksi nigdy nie wyglda lepiej, on sam ba si wychodzi z paacu i przyjmowa goci. W kocu uwierzy, e brylant to przeklte Morze Ognia, i poprosi króla, by umieci kamie w muzeum, w specjalnie zbudowanym skarbcu, który mia by zamknity przez dwiecie lat.

– I co dalej?

– I mino sto dziewidziesit sze lat.

Dzieci stoj przez chwil w milczeniu. Kilkoro liczy na palcach. Póniej unosz rce.

– Moemy zobaczy brylant?

– Nie.

– Nie wolno otworzy nawet pierwszych drzwi?

– Nie.

– Widzia go pan?

– Nie.

– Wic skd pan wie, e naprawd tam jest?

– Trzeba wierzy w t opowie.

– Ile warte jest Morze Ognia, monsieur? Mona by za niego kupi wie Eiffla?

– Za tak duy i rzadki brylant prawdopodobnie mona by kupi pi wie Eiffla.

Ochy i achy.

– Te wszystkie drzwi s po to, by do rodka nie zakradli si zodzieje?

– Moe po to, by kltwa nie wydostaa si na zewntrz? – odpowiada przewodnik i mruga.

Dzieci milkn. Kilkoro cofa si o krok. Marie-Laure zdejmuje okulary i wiat staje si bezksztatny.

– Dlaczego nie wzi brylantu i nie wrzuci do morza? – pyta.

Przewodnik spoglda na ni, dzieci take.

– Kiedy ostatni raz widziaa, jak kto wrzuca do morza pi wie Eiffla?

Rozlegaj si miechy. Marie-Laure marszczy brwi. To tylko elazne drzwi z mosin dziurk od klucza.

Zwiedzanie muzeum dobiega koca, dzieci si rozchodz, a Marie-Laure wraca z ojcem do Wielkiej Galerii. Ojciec poprawia jej okulary i wyjmuje li z wosów.

– Dobrze si bawia, ma chérie?

Z belek pod sufitem sfruwa brzowy wróbel domowy i siada na kamiennych pytach u stóp dziewczynki. Marie-Laure wyciga otwart do. Wróbel przekrzywia gow i zastanawia si. Po chwili odlatuje.

Miesic póniej Marie-Laure jest ju lepa.

 

Zollverein

W e r n e r P f e n n i g d o r a s t a piset kilometrów na pónocny wschód od Parya, w miecie o nazwie Zollverein, orodku górniczym o powierzchni pótora kilometra kwadratowego pooonym w pobliu Essen w Niemczech. To kraina stali, antracytu, miejsce pene dziur w ziemi. Dymi kominy, po wysokich nasypach kolejowych jed tam i z powrotem lokomotywy, bezlistne drzewa stojce na szczytach had ulu przywodz na myl szkielety rk, które wynurzyy si z podziemnego wiata.

Werner i jego modsza siostra Jutta wychowuj si w domu dziecka, dwukondygnacyjnym sierocicu z cegy klinkierowej na Viktoriastrasse. W jego pokojach sycha kaszel chorych dzieci i pacz niemowlt; wida kufry z resztkami dobytku zmarych rodziców: poatane sukienki, spatynowane sztuce otrzymane w prezencie lubnym, spowiae ambrotypy ojców, którzy zginli pod ziemi.

Wczesne dziecistwo Wernera to okres godu. Mczyni walcz o prac przed bramami kopalni, kurze jajko kosztuje dwa miliony reichsmarek, w domu dziecka panuje grulica, skradajc si po salach jak wilk. Owoce s tylko wspomnieniem. Nie ma masa ani misa. W niektóre wieczory kierowniczka musi karmi dwunastk swoich podopiecznych ciastkami ze zmielonego ziarna gorczycy.

Ale siedmioletni Werner jako sobie radzi. Jest niski, ma odstajce uszy i mówi wysokim, adnym gosem; wszyscy patrz ze zdumieniem na jego biae wosy. Kojarz si ze niegiem, mlekiem, kred. Kolor, którego istot jest nieobecno koloru. Kadego ranka zawizuje buty, okrca si gazet, by nie czu zimna, wkada palto i zaczyna bada wiat. Chwyta patki niegi, kijanki, hibernujce aby; wyudza chleb od piekarzy, którzy nie maj nic do sprzedania; regularnie przynosi do kuchni mleko dla niemowlt. Robi róne rzeczy: papierowe pudeka, prymitywne dwupatowce, drewniane stateczki z ruchomymi sterami.

Co kilka dni zaskakuje kierowniczk pytaniami, na które nikt nie zna odpowiedzi:

– Dlaczego mamy czkawk, Frau Eleno? – Albo: – Skoro Ksiyc jest taki wielki, Frau Eleno, to dlaczego wydaje si taki may? – Albo: – Frau Eleno, czy pszczoa wie, e musi umrze, jeli kogo udli?

Frau Elena to protestantka z Alzacji, stara panna, która lubi dzieci i traktuje je wyrozumiale. piewa ochrypym falsetem francuskie piosenki ludowe, ma sabo do sherry i stale zasypia na stojco. W niektóre wieczory pozwala podopiecznym siedzie do póna i opowiada historie o swoim dziecistwie spdzonym w cichej wiosce u podnóa gór, o pótorametrowej warstwie niegu na dachach, o heroldach miejskich, strumieniach parujcych od mrozu i winnicach pokrytych szronem: o wiecie kold boonarodzeniowych.

– Czy gusi sysz bicie swojego serca, Frau Eleno? Dlaczego klej nie przylepia si do wntrza butelki?

Frau Elena wybucha miechem. Gadzi Wernera po gowie i szepce:

– Mówi, e jeste may, Wernerze, e pochodzisz znikd, e nie powiniene mie wielkich marze. Ale ja w ciebie wierz. Myl, e dokonasz czego wyjtkowego.

Póniej kae mu i spa na maej pryczy pod oknem, któr Werner zaj dla siebie na poddaszu.

Czasem Werner i Jutta rysuj. Siostra ukradkiem przychodzi do brata, le obok siebie na brzuchu i wymieniaj si jednym oówkiem. Jutta, cho dwa lata modsza, ma talent. Najbardziej lubi rysowa Pary, miasto, które widziaa raz na fotografii na tylnej stronie okadki jednego z romansów Frau Eleny: dachy mansardowe, kamienice otoczone leciutk mgiek, elazne kratownice dalekiej wiey. Rysuje spiralne biae wieowce, skomplikowane mosty, tumy ludzi nad brzegiem rzeki.

W inne dni, po szkole, Werner cignie modsz siostr w wózku skleconym z czci znalezionych na wysypisku mieci. Jad z turkotem pokrytymi wirem drogami, mijaj ndzne zabudowania mieszkalne, ponce stosy mieci, bezrobotnych górników, którzy caymi dniami siedz na odwróconych do góry nogami drewnianych skrzynkach, nieruchomi jak posgi. Jedno z kó regularnie odpada, a Werner cierpliwie kuca obok wózka i wkrca ruby. Wokó wchodz do cechowni tumy górników z drugiej zmiany, gdy tymczasem górnicy z pierwszej wlok si do domów, zgarbieni, godni, z sinymi nosami, z twarzami jak czarne czaszki pod okapami hemów.

– Dzie dobry! – mówi wesoym tonem Werner, lecz górnicy zwykle mijaj go bez sowa, moe nawet go nie zauwaaj. Wbijaj wzrok w boto, uginaj si pod ciarem kryzysu gospodarczego i nie patrz na surow geometri fabryk widocznych na tle nieba.

Werner i Jutta przesiewaj lnice hady miau wglowego, wspinaj si na góry rdzewiejcych maszyn. Zrywaj jeyny i mlecze rosnce na polach. Czasami znajduj w koszach na mieci obierki ziemniaków lub natk marchewki, w inne dni zbieraj popoudniami papier, by na nim rysowa, albo stare tubki pasty do zbów, z których da si jeszcze co wycisn i przerobi na kred. Niekiedy Werner wiezie Jutt a do bramy szybu numer 9, najwikszego, haaliwego, owietlonego pomieniami jak piec gazowy. W górze wznosi si czteropitrowa wiea wycigowa, koysz si liny, wal moty, krzycz mczyni, ze wszystkich stron rozcigaj si zabudowania fabryczne o dachach z blachy falistej. Werner i Jutta patrz na wagoniki z wglem wyjedajce spod ziemi i na górników, który wychodz z cechowni, trzymajc w rkach zawinitka z jedzeniem; podaj ku wejciom do klatek wycigowych jak owady zmierzajce w stron puapki.

– To tu zgin ojciec – szepce Werner do siostry.

Kiedy zapada zmrok, Werner w milczeniu cignie ma Jutt przez ponure osiedla Zollverein: dwoje dzieci o biaych wosach w bezdennej, czarnej otchani. Nios swoje bezwartociowe skarby na Viktoriastrasse numer 3, gdzie Frau Elena gapi si w palenisko kuchni wglowej, piewajc zmczonym gosem francusk koysank, gdy tymczasem jeden brzdc szarpie za troczki jej fartucha, a drugi siedzi na kolanach i drze si wniebogosy.

 

Magazyn kluczy

Z a m a w r o d z o n a . O b u o c z n a. Nieuleczalna. „Widzisz? – pytaj lekarze. – Widzisz?”. Marie-Laure ju nigdy niczego nie zobaczy. Miejsca, które dawniej wydaway si znajome – czteropokojowe mieszkanie dzielone z ojcem, kwadratowy, otoczony drzewami placyk na kocu ulicy – stay si labiryntami penymi niebezpieczestw. Szuflady zawsze s nie tam, gdzie powinny. Toaleta to otcha. Szklanka wody jest za blisko, za daleko; palce Marie-Laure s za due, zawsze za due.

Czym jest lepota? Donie Marie-Laure napotykaj pustk w miejscu, gdzie powinna by ciana. Tam, gdzie powinna by pustka, kaleczy j w gole noga stou. Na jezdni warcz samochody, w górze szepcz licie, sycha szum krwi w uchu wewntrznym. Na klatce schodowej, w kuchni, nawet obok óka Marie-Laure rozlegaj si gosy zrozpaczonych dorosych:

– Biedne dziecko…

– Biedny monsieur LeBlanc…

– Nie mia atwego ycia. Jego ojciec poleg na wojnie, ona zmara w czasie porodu, a teraz to!

– Chyba ciy na nich kltwa…

– Popatrzcie na ni i na niego…

– Powinien j odda do domu opieki…

Miesice siniaków, miesice nieszcz: pokoje koysz si jak odzie na falach, uchylone drzwi uderzaj Marie-Laure w twarz. Jedynym sanktuarium jest óko, gdy ley z kodr pod brod, a ojciec siedzi obok w fotelu, pali kolejnego papierosa i struga jeden ze swoich malekich modeli. Sycha stukot moteczka – stuk-puk – i rytmiczny, uspokajajcy szelest papieru ciernego.

Rozpacz nie trwa dugo. Marie-Laure jest zbyt moda, a ojciec zbyt cierpliwy. Zapewnia j, e kltwy nie istniej. Owszem, czowiek miewa pecha albo szczcie. Moe od tego zalee, czy dzie skoczy si sukcesem lub porak. Ale kltwy to fikcja.

Sze razy w tygodniu budzi j przed witem. Marie-Laure unosi rce, a ojciec j ubiera. Poczochy, sukienka, sweter. Jeli jest do czasu, kae jej samodzielnie zawiza buty. Póniej wypijaj w kuchni filiank kawy: gorcej, mocnej i bardzo sodkiej.

O szóstej trzydzieci Marie-Laure bierze bia lask stojc w kcie, chwyta ojca za szlufk paska od spodni, po czym idzie z nim do muzeum: najpierw schodami cztery pitra w dó, a potem sze przecznic wzdu ulicy.

Punktualnie o siódmej ojciec otwiera drzwi numer 2. Wewntrz czu znajome zapachy: tamy maszyn do pisania, woskowane parkiety, skalny py. Kiedy id Wielk Galeri, rozlega si znajome echo kroków. Ojciec pozdrawia nocnego stranika, potem kustosza, zawsze te same dwa sowa powtarzane w odpowiedzi: Bonjour, bonjour.

Dwa skrty w lewo, jeden w prawo. Brzk kluczy na kóku. Szczk otwieranego zamka, skrzyp uchylanych drzwi.

W magazynie kluczy, w szeciu przeszklonych szafach, wisz na haczykach tysice kluczy. Klucze surowe, wytrychy, klucze do kódek, klucze do zamków bbenkowych, klucze do wind i biurek. Klucze dugie jak przedrami Marie-Laure i krótsze od jej kciuka.

Ojciec Marie-Laure jest gównym lusarzem Paryskiego Muzeum Przyrodniczego. Obliczy, e w caym kompleksie muzealnym jest dwanacie tysicy zamków: w laboratoriach, magazynach, czterech budynkach wystawowych, zwierzycu, szklarniach, na terenie wielohektarowego Jardin des Plantes, penego rolin leczniczych i dekoracyjnych, w kilkunastu bramach i pawilonach. Nikt inny nie zna si na tym dostatecznie dobrze, by zakwestionowa t ocen.

Przez cay ranek ojciec stoi przy ladzie w magazynie i wrcza klucze pracownikom: najpierw pojawiaj si opiekunowie zwierzt w zoo, okoo ósmej piesznie przybywa personel administracyjny, póniej laboranci, bibliotekarze i asystenci, w kocu naukowcy. Kady klucz jest oznaczony numerem i odpowiednim kolorem.

Wszystkim pracownikom, od kustosza do dyrektora, nie wolno si rozstawa z przynalenymi im kluczami. Nikt nie moe wynosi kluczy poza teren swojego budynku i nikomu nie wolno zostawia ich na biurku. W kocu muzeum posiada bezcenn trzynastowieczn rzeb z jadeitu, cavansyt z Indii i rodochrozyt z Kolorado; w gablotce z zamkiem zaprojektowanym przez ojca znajduje si florencka czara apteczna wyrzebiona z lapis-lazuli, któr co roku badaj specjalici przybyli z odlegoci tysicy kilometrów.

Ojciec j egzaminuje. Klucz do sejfu czy do kódki, Marie? Klucz do szafy czy klucz do zamka ryglowego? Pyta o lokalizacj wystaw, o zawarto gablotek. Nieustannie wkada jej do rk dziwne przedmioty: arówk, skamienia ryb, pióro flaminga.

Kadego ranka przez godzin – nawet w niedziele – kae jej studiowa podrcznik alfabetu Braille’a. A to jedna kropka w górnym rogu. B to dwie kropki umieszczone pionowo. Jean. Idzie. Do. Piekarni. Jean. Idzie. Do. Rzenika.

Wieczorami zabiera córk na obchód. Oliwi rygle, naprawia gabloty, poleruje tarcze herbowe. Prowadzi j kolejnymi korytarzami, kolejnymi galeriami. Wskie przejcia wiod do gigantycznych bibliotek, za szklanymi drzwiami znajduj si cieplarnie pene zapachu kompostu, wilgotnych gazet i lobelii. W muzeum s stolarnie, pracownie taksydermii, hektary póek i szuflad z okazami, muzea wewntrz muzeum.

W niektóre popoudnia ojciec zostawia Marie-Laure w laboratorium doktora Geffarda, starego specjalisty od miczaków, którego broda zawsze pachnie jak wilgotna wata. Doktor Geffard przerywa prac, otwiera butelk wina Malbec i cichym gosem opowiada Marie-Laure o rafach koralowych, które odwiedzi jako mody czowiek na Seszelach, w Belize, w Zanzibarze. Nazywa j Laurette i codziennie o trzeciej po poudniu je pieczon kaczk; przechowuje w pamici niewyczerpany katalog aciskich nazw gatunkowych.

Na tylnej cianie laboratorium doktora Geffarda znajduj si szafki zawierajce niezliczone szuflady. Uczony po kolei je otwiera i pozwala Marie-Laure bra do rk muszle – trbiki, oliwki, cesarskie zwójki z Tajlandii, skrzydelniki z Polinezji – muzeum posiada przeszo dziesi tysicy okazów, ponad poow znanych gatunków, i Marie-Laure poznaje wikszo z nich dotykiem.