Mil podmorskiej eglugi 1 страница

N a p o d o d z e p r z e d s y p i a l n i Marie-Laure ley duy pakunek owinity gazetami i przewizany sznurkiem. Na schodach rozlega si gos Étienne’a:

– Najlepsze yczenia z okazji szesnastych urodzin!

Marie-Laure otwiera paczk. Dwie ksiki, jedna na drugiej. Od wyjazdu ojca z Saint-Malo miny trzy lata i cztery miesice. Tysic dwiecie dwadziecia cztery dni. Ostatni raz czytaa alfabet Braille’a prawie cztery lata temu, a jednak natychmiast przypomina sobie litery, jakby przerwaa lektur wczoraj.

Juliusz. Verne. 20 000. Mil. Podmorskiej. eglugi. Cz. Pierwsza. Cz. Druga.

Rzuca si w stron stryjecznego dziadka i obejmuje go za szyj.

– Powiedziaa, e nigdy nie doczytaa tej ksiki do koca. Pomylaem sobie, e zamiast czyta samemu, moe mógbym posucha, jak ty czytasz.

– Ale jak?…

– Monsieur Hébrard, ksigarz.

Marie-Laure wyciga si na pododze i otwiera ksik na pierwszej stronie.

– Zamierzam zacz od nowa. Od samego pocztku.

– Znakomicie.

– „Rozdzia pierwszy – czyta. – Uciekajca skaa. Wszyscy zapewne pamitaj owo przedziwne, niewytumaczone i niewytumaczalne zjawisko, które miao miejsce w 1866 roku”14. Przebiega pierwsze dziesi stron, przypominajc sobie fabu: cay wiat interesuje si mitycznym potworem morskim, a sawny specjalista w zakresie biologii morza, profesor Piotr Aronnax wyrusza w podró, by pozna prawd. Czy to potwór, czy ruchoma skaa? Moe co innego? Lada chwila Aronnax wypadnie za burt fregaty, a póniej wraz z kanadyjskim harpunnikiem Nedem Landem znajdzie si w odzi podwodnej kapitana Nemo. Za oknem zasonitym tektur, z nieba o barwie platyny pada deszcz. W rynsztoku kroczy gob, gruchajc hu-hu-hu! W zatoce jesiotr wyskakuje z wody jak srebrzysty ko, a póniej znika.

 

Depesza

N a S z m a r a g d o w e W y b r z e e przyby nowy komendant garnizonu, pukownik. Schludny, elegancki, sprawny. Odznaczony pod Stalingradem. Nosi monokl. Zawsze towarzyszy mu olniewajca Francuzka penica rol sekretarki i tumaczki, która wyglda jak dama dworu rosyjskich carów.

Pukownik jest redniego wzrostu i ma przedwczenie posiwiae wosy, ale szczególne poczenie prezencji i postawy sprawia, e stojcy przed nim onierze zawsze czuj si nisi. Kr pogoski, e przed wojn by prezesem duej firmy produkujcej samochody. e rozumie potg drzemic w niemieckiej ziemi, e w kadej komórce jego ciaa wibruje mroczna prehistoryczna energia. e nigdy si nie podda.

Kadego wieczoru wysya depesze z poczty gównej w Saint-Malo. Wród szesnastu oficjalnych wiadomoci nadanych trzydziestego kwietnia 1940 roku jest proba przekazana do Berlina.

= INFORMUJ O TRANSMISJACH RADIOWYCH DYWERSANTÓW W CÔTES D’ARMOR UWAAMY, E RÓDO TO SAINT-LUNAIRE, DINARD, SAINT-MALO LUB CANCALE = PROSZ O POMOC W LOKALIZACJI I ELIMINACJI RADIOSTACJI =

Kropka, kropka, kreska, kreska, depesza biegnie po drutach opasujcych Europ.

 

Osiem

Sierpnia 1944

 

Fort National

W t r z e c i m d n i u o b l e n i a Saint-Malo po poudniu ustaje ostrza artyleryjski, jakby kanonierzy nagle zasnli przy dziaach. Pon drzewa, pon samochody, pon domy. Niemieccy onierze pij w bunkrach wino. W piwnicy seminarium ksidz pokrapia mury wod wicon. Dwa oszalae ze strachu konie wyamuj drzwi garau, w którym je zamknito, i galopuj Grand Rue midzy poncymi budynkami.

Okoo czwartej amerykaski modzierz polowy wystrzeliwuje z odlegoci trzech kilometrów jeden le wycelowany pocisk. Przelatuje on nad murami miasta i trafia w pónocn blank fortu National, gdzie przebywa na wolnym powietrzu trzystu osiemdziesiciu francuskich winiów. W wyniku eksplozji natychmiast ginie dziewiciu. Jeden z zabitych nie wypuszcza z rki kart trzymanych w czasie gry w bryda.

 

Na poddaszu

P r z e z c a e c z t e r y l a t a p o b y t u Marie-Laure w Saint-Malo czas odmierzay dzwony katedry witego Wincentego. Ale teraz dzwony umilky. Nie wie, jak dugo tkwi w puapce na poddaszu; nie wie nawet, czy jest dzie, czy noc. Czas potrafi by zdradliwy: jeli kto raz straci jego rachub, wiotka ni moe na zawsze wymkn mu si z rk.

Pragnienie staje si tak silne, e Marie-Laure zastanawia si, czy nie ugry si we wasn rk, by napi si krcej w niej krwi. Wyjmuje puszki z paszcza stryjecznego dziadka i przykada wargi do wieczek. Maj metaliczny smak. Ich zawarto znajduje si w odlegoci milimetra.

Nie ryzykuj – odzywa si gos ojca. Nie ryzykuj haasu.

Tylko jedn, tato. Zostawi drug na póniej. Niemiec odszed. Teraz prawie na pewno ju odszed.

Dlaczego alarm nie zadziaa?

Bo przeci drut. Albo nie usyszaam dzwonka przez sen. Mogo by wiele innych powodów.

Dlaczego miaby odej, kiedy to, czego szuka, jest w domu?

Kto wie, czego szuka?

Wiesz, czego szuka.

Jestem taka godna, tato.

Postaraj si myle o czym innym.

Szumice wodospady czystej, chodnej wody.

Wytrzymasz, ma chérie.

Skd wiesz?

Z powodu brylantu w kieszeni twojego paszcza. Zostawiem go tutaj, by ci chroni.

Dotd naraa mnie na same niebezpieczestwa.

Wic dlaczego dom nie zosta trafiony? Dlaczego si nie zapali?

To tylko minera, tato. Kamyk. Czowiek moe mie szczcie albo pecha. Wszystko opiera si na prawdopodobiestwie i fizyce, pamitasz?

yjesz.

yj wycznie dlatego, e jeszcze nie umaram.

Nie otwieraj puszki. Usyszy ci. Nie zawaha si zabi.

Bez przerwy pojawiaj si pytania. Marie-Laure ma wraenie, e jej mózg za chwil eksploduje. Siada na stoku od fortepianu na kocu poddasza i dotyka domi nadajnika Étienne’a, starajc si zrozumie przeznaczenie poszczególnych czci – tu jest fonograf, tu mikrofon, tu jeden z czterech przewodów podczonych do pary akumulatorów – gdy nagle syszy co pod sob.

Gos.

Bardzo ostronie schodzi ze stoka i przykada ucho do podogi. Niemiec jest bezporednio pod ni. Sika w toalecie na pitym pitrze. Mocz cieknie nierównym, cieniutkim strumyczkiem, a Niemiec stka, jakby odczuwa nieznony ból. Midzy stkniciami woa: Das Häuschen fehlt, wo bist du Häuschen?

Chyba jest chory.

Das Häuschen fehlt, wo bist du Häuschen?

Nikt nie odpowiada. Do kogo mówi?

Gdzie za domem rozlega si huk dalekich modzierzy i wycie pocisków leccych w górze. Marie-Laure sucha, jak Niemiec wychodzi z toalety i idzie w stron jej sypialni. Kuleje w taki sam sposób jak poprzednio. Mruczy. Zachowuje si jak wariat. Häuschen: co to znaczy?

Skrzypi spryny jej materaca, wszdzie poznaaby ten dwik. Czy przez cay czas spa w jej óku? Sycha sze guchych wystrzaów, które nastpuj jeden po drugim; s bardziej basowe od ognia baterii przeciwlotniczych, dobiegaj z wikszej odlegoci. Dziaa okrtowe. Po chwili rozlegaj si bbny, cymbay, gongi wybuchów. Cisza si koczy.

Otcha w brzuchu, pustynia w gardle – Marie-Laure wyjmuje z paszcza jedn z puszek z jedzeniem. Cega i nó s w zasigu rki.

Nie.

Jeli dalej bd ci sucha, tato, umr z godu, trzymajc jedzenie w rkach.

W sypialni Marie-Laure dalej panuje cisza. Raz po raz nadlatuj pociski, wyj w górze w przewidywalnych odstpach, zataczaj nad dachem wyduon krwistoczerwon parabol. Marie-Laure korzysta z haasu, by otworzy puszk. Pocisk nadlatuje z dugim iiiiiiiiiiiiiii, w czasie bum cega uderza w nó, a jego czubek wnika w metal. Straszliwa, tpa detonacja gdzie w pobliu. W ciany kilkunastu domów uderzaj z hukiem odamki.

Iiiiiiiiiiiiiii bum! Iiiiiiiiiiiiiii bum! Przy kadym wybuchu modlitwa. Nie pozwól, by mnie usysza!

Pi uderze i z puszki zaczyna wycieka pyn. Po szóstym Marie-Laure udaje si wyci wiartk koa i podway j ostrzem noa.

Unosi puszk i pije. Chód, sól: fasola. Gotowana zielona fasolka. Woda, w której j zakonserwowano, jest przepyszna: Marie-Laure ma wraenie, e chonie j caym ciaem. Oprónia puszk. Ojciec milczy w jej gowie.

 

Gowy

W e r n e r u n o s i a n t e n w stron zmiadonego sufitu i dotyka poskrcanej rury. Nic. Chodzc na czworakach, przeciga anten wokó piwnicy, jakby przywizywa Volkheimera do zotego fotela. Nic. Wycza gasnc latark, z caych si przyciska suchawk do zdrowego ucha, zamyka oczy, wcza naprawiony odbiornik, przeciga ig po cewce strojenia i zamienia si w such.

Szum, szum, szum, szum, szum.

Moe znajduj si zbyt gboko? Moe fale elektromagnetyczne odbijaj si od ruin hotelu? Moe w radiu zepsua si jaka wana cz, której Werner nie zdoa zidentyfikowa? Moe genialni naukowcy Führera stworzyli cudown bro i ta cz Europy staa si martw pustyni, a Werner i Volkheimer s jedynymi ywymi ludmi?

Zdejmuje suchawki i wycza prd. Jedzenie ju dawno si skoczyo, manierki s puste, a mtna ciecz na dnie kuba z pdzlami nie nadaje si do picia. Obaj wypili po kilka kropel, lecz Werner wtpi, czy zdoa jeszcze co przekn.

Akumulator radia jest prawie wyczerpany. Kiedy padnie, zostanie im tylko duy amerykaski zasilacz z czarnym kotem na boku. A póniej?

Ile tlenu w cigu godziny zmienia w dwutlenek wgla ukad oddechowy jednego czowieka? By czas, gdy Werner z radoci zmierzyby si z tym problemem. Teraz siedzi na ziemi, trzymajc na kolanach dwa granaty trzonkowe Volkheimera, i czuje, e stopniowo traci resztki rozsdku. Obróci trzonek pierwszego z nich, a potem drugiego. Odbezpieczy granaty, by owietli piwnic, znowu co widzie.

Volkheimer od czasu do czasu wcza latark i kieruje snop ótawego wiata na odlegy kt piwnicy, gdzie na dwóch pókach stoi osiem lub dziewi biaych gipsowych gów, kilka przewróconych na bok. Wygldaj jak gowy manekinów, tylko staranniej uformowane, trzy z wsami, dwie yse, jedna w wojskowej czapce. Nawet przy wyczonym wietle maj w ciemnoci dziwn moc: prawie lni w mroku, nienobiae, niedostrzegalne, lecz mimo wszystko widzialne, wtopione w siatkówki Wernera.

Nieme, baczne, patrzce nieruchomymi oczyma.

Iluzje umysu.

Twarze, odwrócie wzrok.

Czoga si w ciemnoci w stron Volkheimera: czuje ulg, natrafiajc w mroku na ogromne kolana przyjaciela. Obok stoi karabin. Gdzie dalej trup Bernda.

– Syszae kiedy historie, które o tobie opowiadali? – pyta.

– Kto?

– Chopcy ze Schulpforty.

– Syszaem kilka.

– Podobao ci si to? e nazywaj ci Olbrzymem? e wszyscy si ciebie boj?

– Jeli kto bez przerwy pyta ci o wzrost, nie jest to wcale takie zabawne.

Gdzie nad ziemi wybucha pocisk. Gdzie poza piwnic ponie miasto, szumi morze, poruszaj pierzastymi czukami pkle.

– A tak naprawd ile masz wzrostu?

Volkheimer prycha, krótki chrapliwy miech.

– Mylisz, e Bernd mia dobry pomys z tymi granatami?

– Nie – odpowiada Volkheimer, a jego gos staje si nagle czujny. – Wybuch by nas zabi.

– Nawet gdybymy zbudowali jak zapor?

– Zostalibymy zmiadeni.

Werner próbuje dojrze w mroku gowy po drugiej stronie piwnicy. Jeli nie granaty, to co? Czy Volkheimer naprawd wierzy, e kto ich odkopie? e zasuguj na ocalenie?

– Wic mamy po prostu czeka?

Volkheimer nie odpowiada.

– Jak dugo?

Kiedy akumulatory si wyczerpi, amerykaski zasilacz o napiciu jedenastu woltów powinien pozwoli dziaa odbiornikowi jeszcze przez jeden dzie. Werner mógby go równie podczy do latarki Volkheimera. Bateria daaby kolejny dzie biaego szumu. Albo dzie wiata. Ale nie bd potrzebowali wiata, by posuy si karabinem.

 

Delirium

V o n R u m p e l w i d z i w i a t przez fioletow mgiek. To chyba efekt morfiny: musia wzi za du dawk. Albo choroba zacza wpywa na jego wzrok.

Przez okno wpada popió; jego drobinki przypominaj patki niegu. Czy to wit? una w oknie moe by efektem poarów. Pociel i mundur s mokre od potu, jakby wzi we nie kpiel. Czuje w ustach smak krwi.

Podczoguje si do koca óka i spoglda na model. Dokadnie go przestudiowa. Roztrzaska denkiem butelki jeden z naroników. Budynki s w wikszoci puste – château, katedra, rynek – ale po co miaby zawraca sobie gow rozbijaniem wszystkich domów, skoro brakuje jednego, tego, którego szuka?

Wydaje si, e wszystkie pozostae budynki w zbombardowanym miecie pon lub rozpadaj si w gruzy, ale von Rumpel ma przed sob miniaturowy negatyw sytuacji: dom, w którym przebywa, znikn, lecz Saint-Malo pozostao nienaruszone.

Czy dziewczyna moga zabra ze sob model kamienicy, gdy ucieka? Niewykluczone. Stryjeczny dziadek nie mia przy sobie kamienia, gdy zabrano go do fortu National. Starannie go przeszukano, lecz znaleziono tylko papiery – von Rumpel osobicie nadzorowa rewizj.

Gdzie wali si ciana, na ziemi spada tona cegie i cementu.

Wystarczajcym dowodem jest to, e dom stoi, chocia tyle innych zniszczono. Brylant na pewno jest w rodku. Musi go po prostu znale, gdy jest jeszcze czas. Przycisn do serca i czeka, a bogini wycignie ognist do, roztrci samoloty i spopieli wrogów. Utoruje pomieniami drog wyjcia z twierdzy, z obleganego Saint-Malo, uratuje przed chorob. Bdzie ocalony. Musi po prostu zwlec si z óka i szuka dalej. Robi to bardziej metodycznie. Tak dugo, jak trzeba. Zerwa podogi, rozku ciany. Poczynajc od kuchni. Ostatni raz.

 

Woda

M a r i e - L a u r e s y s z y s k r z y p spryn swojego óka. Syszy, jak Niemiec opuszcza jej pokój i rusza w dó po schodach. Wychodzi? Kapituluje?

Zaczyna pada. W dach uderzaj tysice malekich kropelek. Marie-Laure staje na palcach i przykada ucho do powierzchni dachu. Sucha, jak krople spywaj po dachówkach. Jak brzmiaa modlitwa? Ta, któr madame Manec mruczaa do siebie, gdy szczególnie zocia si na Étienne’a?

Panie Boe Wszechmogcy, Twoja aska to oczyszczajcy ogie.

Musi uporzdkowa myli. Posugiwa si rozumem i logik. Podobnie jak robiby to ojciec, podobnie jak robiby to wielki znawca biologii morza, profesor Piotr Aronnax z powieci Juliusza Verne’a. Niemiec nie wie o istnieniu poddasza. Ona za ma brylant w kieszeni, a poza tym puszk jedzenia. Oto czynniki dziaajce na jej korzy.

Deszcz jest take dobry: ugasi poary. Czy mogaby naapa troch wody, by si napi? Wybi dziur w dachówkach? Wykorzysta deszcz w inny sposób? Moe dla zamaskowania haasu?

Doskonale wie, gdzie znajduj si dwa ocynkowane wiadra: tu za drzwiami jej pokoju. Moe do nich i, moe nawet wnie jedno na strych.

Nie, wniesienie wiadra po drabinie nie wchodzi w rachub. Jest zbyt cikie, narobi haasu, wszdzie rozleje si woda. Ale mogaby pój do swojego pokoju i zanurzy twarz w wodzie. Napeni pust puszk po fasolce.

Sama myl o tym, e zanurza wargi, e czubek jej nosa dotyka mokrej powierzchni, wywouje tak silne pragnienie, jakiego jeszcze nigdy nie dowiadczaa. Wyobraa sobie, e wpada do jeziora, e woda wypenia jej nos i usta, e zaczyna pi. Jeden yk i rozjania jej si w gowie. Czeka, a gos ojca zacznie si sprzeciwia, ale panuje cisza.

Odlego midzy zewntrznymi drzwiami szafy a drzwiami sypialni Marie-Laure wynosi dwadziecia jeden kroków; droga biegnie przez pokój Henriego i korytarz. Marie-Laure podnosi z podogi nó i pust puszk, po czym wsadza je do kieszeni. Schodzi po siedmiu szczeblach drabiny i przez duszy czas tkwi bez ruchu przy tylnej cianie szafy. Sucha, sucha, sucha. Kiedy kuca, drewniany domek uwiera j w ebra. Czy na jego mikroskopijnym poddaszu czeka i wyta such jej maleki sobowtór?

Dociera do niej tylko plusk deszczu, który sprawia, e Saint-Malo pokrywa si botem.

Moe to podstp? Moe Niemiec usysza, jak otwieraa puszk fasoli, haaliwie sza po schodach, i po cichutku wspi si na gór? Moe stoi z wycignitym pistoletem przed wielk szaf?

Panie Boe Wszechmogcy, Twoja aska to oczyszczajcy ogie.

Marie-Laure kadzie do na tylnej cianie szafy i przesuwa j na bok. Kiedy idzie na czworakach naprzód, jej twarz muskaj koszule. Dotyka wewntrznej strony drzwi szafy i powoli uchyla jedno ze skrzyde.

Nie rozlega si strza. Nic si nie dzieje. Tylko przez pozbawione szyb okno sycha deszcz padajcy na ponce domy i grzechot kamyków toczonych przez fale. Marie-Laure staje na pododze sypialni dziadka i wzywa go: ciekawskiego chopca z lnicymi wosami, który pachnie morzem. Jest dowcipny, inteligentny, peen energii, bierze j za jedn rk, Étienne za drug, a dom staje si taki jak pidziesit lat wczeniej: na parterze miej si dobrze ubrani rodzice, w kuchni kucharz wyjmuje ostrygi z muszli, madame Manec, moda suca, piewa na drabinie, odkurzajc yrandol…

Tato, miae klucze do wszystkiego.

Chopcy wyprowadzaj j na korytarz. Mija azienk.

W sypialni czu lady zapachu Niemca: odór przypominajcy wanili. W gbi kryje si wo zgnilizny. Marie-Laure syszy tylko plusk deszczu i wasny puls w skroniach. Klka najciszej, jak potrafi, i dotyka domi szpar midzy deskami podogi. Kiedy czubki jej palców natrafiaj na bok wiadra, ma wraenie, e dwik jest goniejszy od dzwonów katedry.

W dach i ciany bbni krople deszczu. Z framug pozbawionego szyb okna kapie woda. Wokó stoj muszle i kamyki. Model miasta. Kodra. Gdzie w pokoju musz by jej buty.

Pochyla gow i dotyka wargami powierzchni wody. Kady yk wydaje si gony jak wybuch pocisku armatniego. Jeden, trzy, pi; pije, oddycha, pije, oddycha. Wsadza twarz do wiadra.

Oddycha. Umiera. Marzy.

Czy Niemiec si porusza? Czy jest na dole? Czy znowu wchodzi po schodach?

Dziewi, jedenacie, trzynacie yków, zaspokoia pragnienie. Brzuch ma zaokrglony, chlupie w nim woda, wypia za duo. Zanurza puszk w wiadrze i napenia. Teraz trzeba si bezszelestnie wycofa. Nie uderzy w cian, w drzwi. Nie potkn si, nie rozla wody. Odwraca si i zaczyna i na czworakach, trzymajc w lewej rce puszk z wod.

Kiedy Marie-Laure dociera do drzwi swojego pokoju, nagle syszy Niemca. Jest trzy lub cztery pitra niej, pldruje jedno z pomieszcze. Do Marie-Laure dobiega odgos przypominajcy dwik setek kulek oyskowych wysypywanych na podog. Podskakuj, grzechocz, tocz si.

Wyciga praw rk i tu przy drzwiach odkrywa co duego, prostoktnego i twardego, oprawionego w pótno. Jej ksika! Powie! Ley w tym miejscu, jakby specjalnie pooy j ojciec. Niemiec musia zrzuci ksik z óka. Marie-Laure unosi j jak najciszej i przyciska do paszcza stryjecznego dziadka.

Czy zdoa dotrze na parter?

Czy potrafi przelizgn si obok Niemca i wyj na ulic?

Jej naczynia woskowate pczniej od wody, krenie krwi si poprawia, myli janiej. Nie chce umrze, i tak podja ju zbyt wielkie ryzyko. Nawet gdyby jakim cudem zdoaa si przemkn obok Niemca, nie moe liczy, e na ulicach bdzie bezpieczniej ni w domu.

Dociera do korytarza. Dociera do progu sypialni dziadka. Po omacku znajduje szaf, wchodzi przez otwarte drzwi i zamyka je za sob.

 

Belki

W g ó r z e p r z e l a t u j p o c i s k i, wstrzsajc piwnic jak przejedajcy pocig towarowy. Werner wyobraa sobie amerykaskich obserwatorów artyleryjskich z lornetkami – zajmuj stanowiska na skaach, balkonach hoteli lub w wieyczkach czogów; ogniomistrze obliczaj prdko wiatru, kt nachylenia luf dzia, temperatur powietrza; radiotelegrafici przyciskaj do uszu suchawki telefoniczne, wyznaczaj cele.

Trzy stopnie w prawo, potwierdzi zasig. Spokojne, zmczone gosy ludzi kierujcych ogniem dzia. Ten sam rodzaj gosu, jakim posuguje si Bóg, gdy wzywa do siebie ludzkie dusze. Prosz tdy.

Tylko liczby. Czysta matematyka. Musisz si przyzwyczai do mylenia w ten sposób. U Amerykanów jest tak samo.

– Mój pradziadek by pilarzem w epoce aglowców, gdy nie istniay jeszcze parowce – odzywa si nagle Volkheimer.

Werner nic nie widzi w ciemnoci, ale jest pewien, e Volkheimer stoi i dotyka czubkami palców trzech strzaskanych belek podtrzymujcych sufit. Ugina kolana, by nie uderzy gow w sufit. Musi wyglda jak Atlas dwigajcy na barkach kul ziemsk.

– W tamtych czasach caa Europa potrzebowaa masztów do okrtów wojennych – cignie Volkheimer. – Ale w wikszoci krajów nie byo ju duych drzew. Pradziadek mówi, e w Anglii nie zostao ani jedno porzdne drzewo. Dlatego maszty angielskich, hiszpaskich i portugalskich okrtów wojennych pochodziy z Prus, z puszcz kraju, w którym si wychowaem. Pradziadek wiedzia, gdzie rosn najwiksze drzewa. Niektóre z nich musiao cina przez pi dni piciu ludzi. Mówi, e najpierw wbijano w nie kliny, jak igy w skór sonia. Najwiksze pnie zaczynay trzeszcze dopiero po stu klinach.

Wyj pociski artyleryjskie, piwnica dygoce.

– Pradziadek mówi, e uwielbia wyobraa sobie ogromne pnie cignite przez konie przez ca Europ, przez mosty na rzekach, a potem transportowane morzem do Wielkiej Brytanii, gdzie obdzierano je z kory i robiono maszty. Póniej przez dziesitki lat uczestniczyy w bitwach, cieszyy si nowym yciem, pyway po oceanach, a w kocu runy do wody i umary po raz drugi.

W górze przelatuje nastpny pocisk i Werner wyobraa sobie, e syszy pkanie drewna w olbrzymich belkach nad gow. Ta brya wgla bya kiedy zielon rolin, paproci lub trzcin, która ya przed milionem lat, moe dwa miliony lat temu, a moe sto milionów. Potraficie sobie wyobrazi sto milionów lat?

– Tam, skd pochodz, wykopuj drzewa. Prehistoryczne – mówi. – Koniecznie chciaem si stamtd wyrwa.

– Ja te.

– A teraz?

Bernd rozkada si w kcie piwnicy. Gdzie daleko yje Jutta, patrzy, jak cienie oddzielaj si od nocy, obserwuje górników przechodzcych o wicie obok domu. Kiedy Werner by chopcem, nie potrzebowa niczego wicej, prawda? Kraina dzikich kwiatów puszczajcych pki wród rdzewiejcych, zuytych czci maszyn. wiat jagód, skórek marchwi i bajek Frau Eleny. Ostrej woni smoy, przejedajcych pocigów i pszczó brzczcych midzy szybami. Sznurka, liny, drutu i gosu w radiu, który proponuje Wernerowi, e da mu krosno, by tka na nim marzenia.