Tylko dzieci wierzyy jeszcze w krasnoludki — dzieci i nowy pastuch gminny, Gustaw. Jakie on pikne bajki opowiada dzieciom o krasnoludkach!
Malcy patrzyli na niego jak na bohatera: wszyscy boj si wilków, nikt nosa z chaty nie wyciubi, a Gustaw idzie z krowami do lasu jakby nigdy nic.
Chodzi ju tak od paru tygodni i nie tylko on sam wraca wieczorami ywy do domu, ale i adna krowa dotd nie ucierpiaa od wilków.
Którego dnia wezwa go do siebie sotys i zapyta:
No i jak si wam yje u nas, Gustawie?
Niele mi si yje, nie krzywduj sobie — odpowiedzia Gustaw.
Ile wilków widzielicie w lesie?
Ani jednego.
Nie moe by! A cocie widzieli?
A no, jeli mam prawd rzec, to kadego dnia widz jedn rzecz tak, e jej si z pocztku nie mogem nadziwi.
Có to takiego?
Jak wygnam krowy ze wsi, to si pod lasem przycza do stada jeszcze jedna krowa, obca. Pikna biaa krowa, jeno koniec ogona i racice to ma czarne, a rogi zote. Jeszczem takiej piknej krowy w yciu moim nie widzia.
I pasie si razem z innymi?
Tak, skubie traw i powoli obchodzi stado dookoluka. Jak na wieczór pognam krowy z powrotem do wsi, to tamta biaa odcza si od stada i znika, jakby j wiatr zdmuchn.
A wilków, powiadacie, nie widzielicie?
Anim ich nie widzia, anim nawet ich wycia nie sysza. To ta biaa krowa ze zotymi rogami strzee nas od wilków.
Czyja to krowa, nie miarkujecie?
Miarkowa to ja miarkuj, ale nie wiem, czy mi uwierzycie. To jest krowa krasnoludków, tych znad lenych jeziorek. One tam s do dzisiaj, te ludki. Tyle tylko, e si pochoway i nie chc si pokazywa ludziom ze wsi, bo tutejsi nie maj dla nich dobrego sowa ani powaania. Krasnoludki lubi mleko, wiadomo — a chopi im go nie daj, wic postaray si o krow. "aden wilk nie ma prawa tkn krasnoludków ani ich dobytku, boby w niego piorun trzs. Tutejsze wilki o tym wiedz. Nie mi podej do krasnoludkowej krowy ani do ich mieszkanek. Wic ja wanie w tamt stron wyganiam krowy na pastwisko, a biaa krowa ze zotymi rogami strzee naszego stada. Opiekuj si ni, oganiam j gazk od much, na najsoczystsz traw j prowadz i tak yjemy po przyjacielsku, ja i krasnoludki.
Tak gadacie, jakby krasnoludki byy naprawd — dziwowa si sotys. — A przecieecie ich nie widzieli.
Gustaw umiechn si jako dziwnie i nic nie odrzek.
Jak tam byo, nikt si nie dowiedzia. Ale wszyscy si cieszyli, e krowy pas si spokojnie, e boki im si zaokrgliy, a zszerszeniaa sier zrobia si gadka i byszczca. No i co najwaniejsze, to e daway teraz tyle mleka jak nigdy przedtem.
Wilki nie tylko nie zaczepiay ju krów na pastwisku, nie tylko przestay podkrada si do wsi, ale po jakim czasie porzuciy tamte strony i wyniosy si gdzie daleko.
A Gustaw, kiedy w poudnie siada w cieniu, eby odpocz i wydoby z torby chleb, zastawa zawsze lecy pod drzewem srebrny grosz, jak gdyby krasnoludki chciay go wynagrodzi za to, e tak troskliwie pasie ich krow.
Suyo mu lene powietrze i powoli odzyska zdrowie zupenie. Srebrne grosze odkada na stare lata i dobrze mu si ya w tej wsi.
KWIAT PAPROCI
Dawno, bardzo dawno rós ogromny las, otoczony ze wszystkich stron bagnistymi kami. U stóp prastarych sosen, dbów i jode toczyy si krzewy i zioa tak gsto, e trudno byo przecisn si midzy nimi. Z moczarów dookoa unosiy si mgy i otulay drzewa, a wród ponurych mroków lenych rozlega si ryk dzikich zwierzt.
Ludzie mówili, e ten las jest zaklty.
Zdarzyo si kiedy, e pewien chopak, który wraca z jarmarku wieczorem, zabdzi w owym lesie. Ten chopak nazywa si Dzicio. By to le i próniak. Zamiast wzi si do roboty, marzy tylko o tym, eby zdoby bogactwo jakim czarodziejskim sposobem.
Kiedy spostrzeg, e jest w zakltym lesie i nie wie, którdy z niego si wydosta, ogarno go przeraenie i pot wystpi mu na czoo. Dookoa ciemno, pospny szum — czasem przedrze si midzy gaziami saby promie ksiyca i zaraz ganie. Ani drogi, ani ywego ducha — brrr...
Dzicio przedziera si przez zarola, eby wydosta si z lasu jak najprdzej i dra ze strachu jak w gorczce.
Wtem dostrzeg w ciemnociach wiateko. ,,Kto tu wida mieszka", pomyla, ,,albo chopaki, co pas konie, rozpaliy sobie ognisko na polanie. Nareszcie nie bd sam".
Spieszy w kierunku wiateka. Ale kiedy zobaczy je z bliska, przestraszy si jeszcze bardziej. Bo to by dziwny, blada wy pomie, doem niebieski i gór czerwony. Pali si w kotlince, bieg chwilami po ziemi i chwia si przy tym. Nie zapalay si od niego suche gazie ani mech, ani nic; pomyk pali si cicho, jakby wychodzi spod ziemi i wieci jako zowrogo.
Dzicio zacz ucieka. Raz po raz oglda si trwonie i przekona si, e nie jeden, ale kilka takich pomyków biegnie za nim i ciga go jakby widma jakie.
Przedar si przez krzaki na skraj lasu i gna skaczc nad bagnem z kpy na kp, o mao si nie utopi. Wreszcie udao mu si wydosta na czyste pole, skd widzia ju wiata swojej wioski.