Indianie Pueblo z Nowego Meksyku 2 страница
Ale nie posiadają jeszcze masek. I nie będą ich mieli, dopóki nie będą żonaci i nie będą mieli jakiegoś majątku. Wówczas mężczyzna nie szczędząc wysiłku uprawia przez rok ziemię, a potem zawiadamia przewodniczącego swej kivy, że pragnie zostać poddany inicjacji maski. Zostaje znowu wychłostany przez katcina, którzy już raz chłostali go jako chłopca, i wydaje ucztę w swej kivie dla tych, którzy brali udział w tańcach. Maska staje się jego własnością, przechowuje ją w domu, co przydaje wartości samemu domostwu. Po jego śmierci zostanie pogrzebana wraz z nim, aby zapewnić mu połączenie z grupą tancerzy katcina w Świętym Jeziorze. Jednakże każdy, kto nie ma maski, pożycza ją od tych, co mają, w dowolnym czasie, swobodnie i bez rewanżowych podarków. Maluje ją tak, by mogła przedstawiać takiego katcina, jakiego sobie wybierze, w zależności bowiem, jak jest pomalowana i przyozdobiona, może służyć do uosabiania różnych katcina.
Kult kapłanów katana jest zupełnie inny. Masek kapłanów katcina ani nie robi się na żądanie, ani nie odświeża dla wykonawców ról do każdego tańca. Są to maski trwałe (z którymi związane są obrzędy kultowe, i których świętość ustępuje tylko świętości zawiniątek leczniczych kapłanów wyższej kategorii). Stanowią one własność i przedmiot troski - podobnie jak i tamte - rodzin zamieszkałych w tych samych domach, które to rodziny, jak powiadają Zuni, troszczyły się o nie od początku świata. Każda maska ma własną grupę kultową. Grupy te są odpowiedzialne za to, kogo uosabiać mają maski w toku uroczystości święconych przez Zuni.Owe trwałe maski kapłanów katcina związane są z długimi rytuałami, których grający role uczą się na pamięć i następnie wygłaszają je w czasie swych wystąpień. W przeciwieństwie do tańczących katcina nie tańczą, lecz spełniają funkcje obrzędowe według określonego kalendarza.To oni właśnie chłoszczą dzieci w czasie inicjacji, oni występują podczas wielkiej dorocznej uroczystości Szalako i „ustanawiają Nowy Rok". Na płaszczyźnie nadprzyrodzonej są oni odpowiednikiem swoich „dzieci światła dziennego", głównych kapłanów Zuni; są głównymi kapłanami katcina.
Trzecią wielką kategorię struktury obrzędowej Zuni stanowią bractwa czarowników-uzdrowicieli. Nadprzyrodzonymi patronami tych bractw są bogowie-zwierzęta, a głównym - niedźwiedź. Podobnie jak tancerze odgrywają role katcina, tak bractwa czarowników udają niedźwiedzia. Zamiast maski wkładają na ramiona skórę z przednich jego łap z zachowanymi pazurami. Tancerze wydają okrzyk katcina, grający rolę bogów-zwierząt - groźne pomruki niedźwiedzie. To niedźwiedź posiada najwyższą moc uzdrawiania i moc ta zostaje opanowana, podobnie jak w przypadku katcina, przez użycie jego cielesnej powłoki.
Bractwa uzdrowicieli posiadają wielki zasób tajemnej wiedzy, którą członkowie poznają stopniowo przez całe życie. Niektórych praktyk, jak chodzenia po rozżarzonych węglach czy połykania mieczy uczą się w toku dalszego wtajemniczenia do wyższych kręgów swoich bractw. Lekarze stanowią najwyższy krąg; są to ci, „których drogi się wypełniły". Starający się o uzyskanie tego stopnia muszą uczyć się latami u tych, którzy już wiedzę posiedli.
Czarowników wzywa się w wypadku choroby. Ale wyleczenie jest zasługą mocy właściwych danemu bractwu i nakłada na pacjenta obowiązek uczestniczenia w nich. Dlatego musi on później stać się formalnym członkiem grupy czarownika, który go wyleczył. Innymi słowy, wtajemniczenie do bractwa czarowników-uzdrowicieli prowadzi przez wyleczenie z ciężkiej choroby. Członkami bractwa mogą być zarówno mężczyźni, jak kobiety. Dla tych, którzy pragną wstąpić do bractwa, a nie są chorzy, przewidziane są inne sposoby rytualne, ale większość ludzi zostaje jego członkami wskutek choroby. Wtajemniczenie jest kosztowne, tak że zazwyczaj mijają lata, zanim wtajemniczony osiągnie członkostwo i w dramatycznych okolicznościach zostanie mu ofiarowane nowe serce[21].
Bractwa czarowników-uzdrowicieli mają ołtarze i przedmioty sakralne wysoko cenione u Zuni. Każdy z nich ma również osobisty fetysz, dorodny kaczan kukurydzy całkowicie pokryty pięknymi piórami: nasada kaczana tkwi w ładnym wyplatanym koszu. W ciągu całego swego życia właściciel fetysza wyjmuje go i składa przy różnych okazjach na ołtarzu swego bractwa, a po jego śmierci fetysz, pozbawiony cennych piór, zostaje pogrzebany wraz z ciałem zmarłego.
Wielka publiczna uroczystość bractw czarowników-uzdrowicieli, uzdrawianie członków plemienia, stanowi kulminacyjny punkt ich zimowego okresu odosobnienia i szczytowy moment działalności. W tę noc wszystkie bractwa zbierają się w swych pomieszczeniach, budują ołtarze, a członkowie występują jako niedźwiedzie i inni bogowie-zwierzęta. Wszyscy biorą udział w tej uroczystości; zapewnia ona bowiem uniknięcie chorób i osiągnięcie zdrowia.
W rozumieniu Zuni kulty wojny, polowań i błaznów pozostają w ścisłym związku z bractwami czarowników. Naturalnie istnieją także między nimi pewne różnice. Tylko ci, którzy kogoś zabili, stają się członkami bractwa wojny. Okoliczności zabójstwa nie są istotne. Ktokolwiek by przelał krew, musi stać się członkiem bractwa, aby „ocalić swoje życie", to jest uniknąć niebezpieczeństwa zabójstwa. Uczestnicy tego kultu opiekują się domem skalpów i są obrońcami ludu. Na nich spada obowiązek utrzymywania porządku we wsi. Podobnie jak i członkowie bractwa myśliwych, nie leczą, a członkostwo mogą uzyskać tylko mężczyźni. Również bractwo błaznów ma swe charakterystyczne cechy, niemniej uważa się je za związane z bractwami czarowników-uzdrowicieli.
Żaden inny aspekt życia nie zagraża poważnie miejscu, jakie w zainteresowaniach Zuni zajmują tańce i obserwacje religijne. Sprawy domowe, jak małżeństwo i rozwód, załatwiane są indywidualnie, zależnie od przypadku. Kultura Zuni jest kulturą w dużym stopniu społeczną, nie interesującą się zbytnio sprawami, którymi powinna zajmować się jednostka. Małżeństwo zawiera się niemal bez zalotów. Stosownie do tradycji dziewczęta mają niewiele okazji do rozmawiania z chłopcem na osobności, ale wieczorem, kiedy wszystkie idą do źródła po wodę, niosąc na głowach dzbany, chłopiec może zaczaić się i którąś z nich poprosić o wodę. Jeśli spodoba się dziewczynie, daje mu ona wodę. Może również poprosić, aby zrobiła mu kij do polowania na króliki, po czym ofiarowuje jej królika, którego zabił. Przyjęto się, że chłopcy i dziewczęta nie powinni spotykać się w inny sposób i z pewnością jest dziś wiele kobiet Zuni, które wyszły za mąż, nie mając żadnych innych wstępnych doświadczeń erotycznych.
Kiedy chłopiec zdecyduje poprosić ojca o dziewczynę, udaje się do jej domu. Jak w czasie każdych odwiedzin u Zuni, najpierw próbuje potraw, które stawiają przed nim, a ojciec odzywa się do niego tak, jak powinien odezwać się do każdego gościa: „Przyszedłeś tu zapewne w jakiejś sprawie?". Na co chłopiec odpowiada: „Tak, przyszedłem tu w związku z twoją córką". Ojciec woła córkę mówiąc:
„Nie mogę decydować za nią. Niech sama odpowie". Jeśli dziewczyna chce chłopca, matka wychodzi do drugiej izby i przygotowuje posłanie, po czym młodzi kładą się spać już razem. Następnego dnia dziewczyna myje chłopcu włosy. Po czterech dniach wkłada swój najpiękniejszy strój i zanosi duży kosz pięknej mąki kukurydzianej jako dar do domu jego matki. Poza tym nie ma żadnych innych formalności i cala sprawa nie wzbudza zainteresowania innych.
Jeśli para małżeńska nie jest szczęśliwa i myśli o rozejściu się, szczególnie kiedy nie ma żyjących dzieci, żona uważa za rzecz zasadniczą pełnienie służby w czasie uroczystych świąt. Kiedy znajdzie się tete-a-tete z jakimś mężczyzną, który jej odpowiada, umawia się z nim na spotkanie. W społeczeństwie Zuni nigdy nie uważa się, że trudno jest kobiecie zdobyć męża. Mniej jest tam kobiet niż mężczyzn, a dla mężczyzny jest większym zaszczytem mieć żonę niż pozostać w domu matki. Mężczyźni nigdy nie okazują sprzeciwu. Kiedy kobieta upewni się, że nie pozostanie niezamężna, zbiera rzeczy należące do małżonka i kładzie je na progu domu (dawniej kładła je na dachu przy otworze kominowym). Rzeczy tych jest niewiele: zapasowa para mokasynów, spódniczka i szarfa używane w tańcu, jeśli je w ogóle posiada, pudełko z cennymi piórami do pałeczek modlitewnych, garnki z farbami do tych pałeczek i do odświeżania masek. Wszystkich bowiem ważniejszych przedmiotów obrzędowych mąż nigdy nie przynosił z domu matki. Kiedy, wróciwszy wieczorem do domu, ujrzy małe zawiniątko swoich rzeczy, podnosi je i płacząc zanosi z powrotem do domu macierzystego. On i jego rodzina rozpaczają i uważani są za nieszczęśliwych. Ale zmiana miejsca zamieszkania bywa przedmiotem krótkotrwałych tylko plotek. Głębsze uczucia pojawiają się bardzo rzadko. Mężowie i żony pozostają wierni prawom, a prawa te nie popierają ani gwałtownych uczuć, zazdrości czy zemsty, ani też przywiązania, które nie godzi się na rozstanie[22].
Wbrew przypadkowemu charakterowi małżeństwa i rozwodu bardzo duży procent małżeństw wśród Zuni utrzymuje się przez większą część życia małżonków. Sprzeczki są źle widziane i większość małżeństw żyje spokojnie. Trwałość ich jest tym bardziej zastanawiająca, że małżeństwo, nie będąc - jak to ma miejsce w naszej kulturze - formą społeczną, w której koncentrują się wszystkie siły tradycji, stanowi najsilniejszą więź społeczną plemienia Zuni.
Jest to rodzina matrylinearna, którą uroczyście jednoczy posiadanie sakralnych fetyszów i opieka nad nimi. Dom i zgromadzone w nim zboże należą do kobiet: babki i jej sióstr oraz jej córek i wnuczek. Bez względu na to, jakie są losy małżeństw, kobiety z danego domu pozostają w nim przez całe życie. Tworzą zwarty front. One karmią i troszczą się o sakralne przedmioty, które do nich należą. Strzegą swych tajemnic. Mężowie ich są obcymi, ale bracia, którzy przenieśli się do domów kobiet z innych klanów, pozostają związani z domem swojej matki we wszystkich bieżących sprawach. To oni powracają na okres odosobnienia, kiedy przedmioty sakralne, znajdujące się w domu, stawiane są przed ołtarzem. To oni, a nie kobiety, uczą się dokładnie, co do słowa, rytuału świętego zawiniątka i zapewniają mu wieczną trwałość. Mężczyzna przy każdej ważnej okazji udaje się do domu swojej matki, który, kiedy ta umiera, staje się domem jego siostry; jeśli zaś jego małżeństwo zostaje zerwane, wraca do tej samej twierdzy.
Ta grupa związana więzami krwi, mająca za podstawę posiadanie domu, zjednoczona w trosce o przedmioty obrzędowe, jest ważną grupą u Zuni. Jest trwała i ma wspólne sprawy. Ale nie jest to grupa, która by spełniała funkcje gospodarcze. Każdy żonaty syn czy żonaty brat zajmuje się uprawą zboża, które wypełni spichrz jego żony. I tylko wtedy, gdy w domu jego matki lub siostry brak mężczyzny do pracy, troszczy się o pole grupy związanej z nim więzami krwi. Grupę gospodarczą stanowi zespół domowników mieszkających razem, stara babka i jej mąż, jej córki i ich mężowie. Mężowie ci liczą się w grupie z gospodarczego punktu widzenia, chociaż, jeśli chodzi o stronę obrzędową, są w tej samej grupie uważani za obcych.
Jeśli chodzi o kobiety, nie istnieją tu żadne trudności. Nie mają one żadnego obowiązku posłuszeństwa wobec grup swych mężów, podczas gdy dla wszystkich mężczyzn istnieje podwójny obowiązek posłuszeństwa. Są mężami w jednej grupie, a braćmi w drugiej. Oczywiście w rodzinach o większym znaczeniu, takich, które troszczą się o trwałe fetysze, lojalność mężczyzny jako brata ma większą wagę społeczną niż jego lojalność jako męża. We wszystkich rodzinach pozycja mężczyzny nie wynika, jak u nas, z jego pozycji jako żywiciela rodziny, ale z jego roli w stosunku do przedmiotów sakralnych znajdujących się w domu. Mąż, pozbawiony związku z obrzędową własnością domu żony, którą to własność mógłby wykorzystać, dopiero stopniowo osiąga jakąś pozycję, kiedy dorastają jego dzieci. Tylko jako ich ojciec, a nie żywiciel czy mąż ich matki, zdobywa w końcu pewną władzę w domu, gdzie mógł żyć od dwudziestu lat.
W ogóle u Zuni sprawy ekonomiczne pozostają równie mało ważne, jak nieistotne są przy określaniu związków rodzinnych. Podobnie jak wszyscy Indianie Pueblo, a może bardziej niż inni, Zuni są bogaci. Wszyscy posiadają ogrody i sady brzoskwiniowe, stada owiec, srebro i turkusy. Jest to ważne dla człowieka, bo umożliwia mu zamówienie maski specjalnie dla siebie, zapłacenie za naukę rytuału czy podjęcie zamaskowanych bogów podczas uroczystości Szalako. Do tego ostatniego celu trzeba zbudować nowy dom dla bogów, którzy go pobłogosławią w momencie wprowadzania się doń. Przez cały ten rok musi żywić uczestników kultu pracujących przy budowie domu, musi dostarczyć wielkich pali na krokwie, musi wreszcie ugościć całe plemię w czasie uroczystości końcowej. Musi wziąć na siebie niezliczone obowiązki. W tym celu już na rok przed podjęciem budowy zwiększa obszar zasiewów i pomnaża swą trzodę. Pomagają mu w tym członkowie klanu, którym musi oddać wszystko w naturze. Bogactwa tak zużytkowane są naturalnie nieodzowne dla człowieka o pewnym znaczeniu, ale ani jemu, ani nikomu innemu nie chodzi o bogactwa, lecz jedynie o znaczenie pełnionej w czasie obrzędów roli. Rodziną „szanowaną" w języku krajowców jest zawsze rodzina, która posiada trwałe fetysze, a człowiekiem, z którym należy się liczyć, ten, który podjął się wielu ról obrzędowych.
Cała tradycja ma tendencję do jak największego ograniczenia roli bogactwa w korzystaniu z rytualnych prerogatyw. Przedmiotami obrzędowymi, chociaż uznane są za własność osobistą i zdobywa się je dzięki pieniądzom i wysiłkowi, może posługiwać się swobodnie każdy, kto to potrafi. Istnieje wiele przedmiotów obrzędowych, które są niebezpieczne dla wszystkich, z wyjątkiem uprawnionych do posługiwania się nimi, ale tabu te nie są związane z własnością. Fetysze polowania są przedmiotem własności bractwa myśliwskiego, ale każdy, kto ma zamiar polować, może brać je do swego użytku. Przyjmuje on zwykłą odpowiedzialność za używanie przedmiotów sakralnych; sadzi pałeczki modlitewne, zachowuje wstrzemięźliwość i jest życzliwy i uczynny dla innych przez cztery dni. Ale nie płaci nic, a ci, których własnością są fetysze, nie mają monopolu na ich nadprzyrodzone właściwości. Podobnie człowiekowi, który nie posiada maski, wolno ją pożyczać i nie uważa się go za żebraka czy natręta.
Poza tym niespotykanym brakiem związku między posiadanym majątkiem a prawem własności do przedmiotów obrzędowych u Zuni, inne, bardziej powszechne zwyczaje sprawiają, że bogactwo jest czymś względnie mato ważnym. Członkostwo w klanie wraz z licznymi przywilejami obrzędowymi ma większą wagę niż bogactwo, i ktoś ubogi może być stale zapraszany do pełnienia czynności rytualnych, ponieważ ma wymagany w tym wypadku rodowód. Również uczestniczenie w większości obrzędów stanowi odpowiedzialne zadanie pewnej grupy ludzi. Przyjmując stanowiska obrzędowe, jednostka działa podobnie jak we wszystkich innych sprawach życiowych, to znaczy jako członek grupy. Może należeć do ludzi względnie ubogich, ale rodzina lub kiva, działająca za jego pośrednictwem, dostarcza wszystkiego, co konieczne do obrzędu. Grupa zawsze zyskuje na tym udziale jednostki w uroczystościach ze względu na wielkie błogosławieństwa związane z nimi, a to, że szanująca się jednostka posiada jakąś własność, nie może być powodem, dla którego ofiarowuje się jej obrzędową rolę lub jej odmawia.
Indianie Pueblo są ludem przywiązującym wielką wagę do obrzędów. Ale nie to jest istotnym rysem, który wyróżnia ich spośród innych ludów Ameryki Północnej i Meksyku. Chodzi tu o coś wiele głębszego niż jakakolwiek różnica w liczbie rytuałów. Cywilizacja aztecka w Meksyku była równie rytualistyczna co cywilizacja Indian Pueblo i nawet Indianie z równin ze swoim tańcem Słońca i bractwami męskimi, z rytuałami tytoniowymi i wojennymi, posiadają bogaty zasób obrzędów.
Podstawowym kontrastem między Indianami Pueblo a innymi ludami Ameryki Północnej jest kontrast, nazwany i opisany przez Nietzschego w studiach nad tragedią grecką[23]. Omawia on dwa diametralnie różne sposoby dochodzenia do pojęcia istnienia. Dionizyjczyk dąży do „zniweczenia powinności i wynikających z nich ograniczeń egzystencji", w najbardziej istotnych dla siebie momentach stara się uciec przed ograniczeniami, które nakłada na niego własne pięć zmysłów, uzyskać doświadczenie innego rzędu. Pragnieniem dionizyjczyka w przeżyciu osobistym czy w rytuale jest osiągnięcie z jego pomocą pewnego stanu psychicznego, którego istotą jest brak umiaru. Najbliższą analogię do emocji, których szuka, stanowi stan upojenia alkoholowego, najwyżej ocenia oświecenie zdobyte w przystępie szalu. Wraz z Blake'em wierzy on, że „droga ekscesu prowadzi do pałacu mądrości". Apollińczyk potępia taką postawę i często ma tylko słabe pojęcie o naturze tego rodzaju przeżyć. Znajduje on sposoby usunięcia ich poza swoje życie świadome. „Zna tylko jedną zasadę: umiar w rozumieniu helleńskim"'. Trzyma się złotego środka, nie wychodzi poza utarte szlaki, nie ulega rozprzężeniu psychicznemu. Nawet w uniesieniu tańca, „pozostaje sobą, zachowuje - według pięknych słów Nietzschego - swą obywatelską godność"[24].
Indianie Pueblo z południowego zachodu są apollińczykami. Nie wszystkie z twierdzeń Nietzschego dotyczących kontrastu między apollińczykami a dionizyjczykami da się zastosować, mówiąc o kontraście, jaki istnieje między Indianami Pueblo a otaczającymi ich ludami. Przykłady, które zacytowałam, stanowią wiemy opis, ale w Grecji istniały subtelności, które nie pojawiają się wśród Indian na południowym zachodzie, a znowu u tych ostatnich przejawiają się subtelności, które nie występowały w Grecji. Opisując układy kulturowe krajowców Ameryki, nie posługuję się terminami zapożyczonymi z kultury greckiej, aby stawiać znak równości między cywilizacją Grecji a cywilizacją tubylców amerykańskich. Używam ich, ponieważ są to kategorie, które wyraźnie wysuwają na czoło główne cechy odróżniające kulturę Indian Pueblo od kultur innych Indian amerykańskich, nie zaś dlatego, że wszystkie postawy, które spotykamy w dawnej Grecji, spotykamy również u tubylców Ameryki.
Instytucje o charakterze apollińskim zostały rozwinięte o wiele bardziej u Indian Pueblo niż w Grecji. Grecja nie była tak jednostronna. Nie posunęła zwłaszcza tak daleko - jak Indianie Pueblo - nieufności wobec indywidualizmu, którą zakłada apolliński styl życia. W Grecji indywidualizm ten zmniejszyły siły, z którymi wszedł w konflikt. Ideały i przyjęte zwyczaje Zuni są pod tym względem rygorystyczne. Utarte szlaki, złoty środek dla każdego apollińczyka to uosobienie wspólnej tradycji tego ludu. Pozostać zawsze w pewnych granicach to tyle, co zaufać precedensowi, tradycji. Dlatego wpływy, które silnie się jej przeciwstawiają, nie znajdują w ich zwyczajach sympatii i są pomniejszane, a już najbardziej indywidualizm. Zgodnie z apollińską filozofią południowego zachodu jest on zgubny nawet wtedy, kiedy udoskonala i rozszerza tradycję. Nie znaczy to, że Indianie Pueblo zapobiegają temu. Żadna kultura nie może uchronić się przed nowością i przed zmianami. Ale proces, dzięki któremu dochodzi do tego, jest podejrzany i ukrywany, a praktyki, które dałyby jednostkom swobodną rękę - wyjęte spod prawa.
Nie można zrozumieć postaw wobec życia Indian Pueblo bez pewnej wiedzy o kulturze, z której wyszli, to jest o kulturze pozostałych części Ameryki Północnej. Właśnie przez kontrast ocenić możemy siłę ich odmiennej tendencji i oporu, która sprawiła, że nie nabrali najbardziej charakterystycznych cech krajowców amerykańskich. Indianie amerykańscy w ogóle, w tym także Indianie meksykańscy, byli gorliwymi dionizyjczykami. Cenili wszelkie gwałtowne przeżycia, wszelkie środki pozwalające ludziom na wyłamanie się z normalnej rutyny zmysłowych odczuć i wszelkim tego rodzaju przeżyciom przypisywali największą wartość.
Indianie Ameryki Północnej - poza Pueblo - nie posiadali, oczywiście, jednolitej kultury. Kultury ich różnią się ogromnie nieomal w każdym szczególe i przyjęto się rozróżniać osiem odrębnych obszarów kulturowych. Ale we wszystkich, pod tą czy inną maską, istnieją pewne podstawowe praktyki dionizyjskie. Najbardziej wyróżniającą się spośród nich jest przypuszczalnie praktyka uzyskiwania nadprzyrodzonej mocy w trakcie snu lub wizji, o czym była już mowa uprzednio. Na równinach zachodnich ludzie starali się o osiągnięcie stanu wizji z pomocą przerażających tortur. Zdzierali paski skóry z ramion, odcinali sobie palce, zwieszali się z wysokich słupów na pasach zakładanych pod pachy. Niezwykle długi czas wytrzymywali bez pokarmu i wody. Na wszelkie sposoby starali się osiągnąć przeżycie wykraczające poza życie codzienne. Na równinach do uzyskania wizji dążyli ludzie dorośli. Niekiedy stali bez ruchu, z rękami związanymi z tyłu, albo też wytyczali mały kawałek ziemi, z którego nie mogli się ruszyć, dopóki nie uzyskali błogosławieństwa w postaci wizji. Czasem wędrowali w dalekie, niebezpieczne strony. Niektóre plemiona wybierały przepaści i miejsca szczególnie zagrożone. W każdym wypadku człowiek udawał się tam sam lub jeśli szukał wizji z pomocą tortur i ktoś musiał pójść z nim, aby przywiązać go do słupa, z którego miał zwisać, dopóki nie osiągnie nadprzyrodzonego przeżycia, pomocnik wykonywał, co do niego należało i zostawiał go samego na czas tej ciężkiej próby[25].
Nieodzowne było skoncentrowanie myśli na oczekiwanej wizji. Koncentracja była tym głównym środkiem mechanicznym, na którym polegano przede wszystkim. „Myśl o niej przez cały czas", napominali starzy czarownicy. Czasami trzeba było mieć twarz zalaną łzami, aby duchy zlitowały się nad cierpiącym i spełniły jego prośbę. „Jestem biedakiem. Zlitujcie się nade mną" - brzmi nieustanna modlitwa. „Nie miej nic - uczyli czarownicy - a duchy przyjdą do ciebie".
Ludzie na równinach zachodnich wierzyli, że wizja określa ich życie i zsyła powodzenie. Jeśli jej nie dostąpili, skazani byli na klęskę. „Miałem być biedny i dlatego nie miałem wizji". O ile doznanym przeżyciem było uleczenie, zdobywano moc uzdrawiania, jeśli wojna - uzyskiwano silę wojownika. Jeśli ktoś spotkał Podwójną Kobietę, zostawał transwestytą i obierał kobiece zajęcia i zwyczaje. Jeśli zyskiwał błogosławieństwo mitycznego Wodnego Węża, miał nadprzyrodzoną moc nad złem i poświęcał życie swej żony i dzieci jako zapłatę za to, że został czarownikiem. Każdy, kto pragnął ogólnego wzmocnienia czy powodzenia w określonych przedsięwzięciach, dążył do osiągnięcia wizji. Były one nieodzowne na ścieżce wojennej i dla uleczeń oraz przy wszelkiego rodzaju okazjach: nadawania nazw bawołom, nadawania imion dzieciom, żałoby, szukania zemsty, znajdywania zgubionych przedmiotów.