Różnorodność kultur 4 страница

Australii, starcy stanowią grupę uprzywilejowaną i ich przywileje obejmują prawo poślubiania młodych i at­rakcyjnych dziewcząt. Rezultatem owych reguł jest oczy­wiście to, że we wszystkich grupach lokalnych, które muszą skutkiem ścisłego przepisu dostarczyć żonę mło­demu mężczyźnie, nie ma dziewczyny, której nie obej­mowałoby jedno z tych tabu. Albo jest przez pokre­wieństwo z matką mężczyzny jego „siostrą", albo prze­znaczona została jakiemuś starcowi, albo też z innej, mniej ważnej przyczyny małżeństwo z nią jest temu mężczyźnie wzbronione[5].

Nie skłania to Kumajów do reformy ich egzogamicznych zasad. Obstają przy nich gwałtownie. Dlatego jedyny sposób, w jaki zazwyczaj mogą się żenić, polega na pogwałceniu przepisów. Porywają upatrzone dziewczęta i uciekają z nimi. Kiedy tylko wieś dowie się, że jakaś dziewczyna została porwana, rusza w pogoń i jeśli schwyta uciekającą parę, zabija oboje. Nie ma znaczenia fakt, że być może wszyscy ścigający zdobyli swe żony w ten sam sposób, to jest przez porwanie i ucieczkę. Oburzenie moralne nie ma granic. Istnieje jednakże pewna wyspa, tradycyjnie uznawana za bezpieczną przystań, i jeśli ucie­kająca para dotrze do niej i pozostanie tam aż do narodzin dziecka, zostaje przyjęta ponownie - wśród gradu ciosów, co prawda - ale tym razem może się bronić. Kiedy zostaną już przepędzeni przez rózgi i tęgo pobici, uzyskują w ple­mieniu pozycję małżeństwa.

Kumajowie rozstrzygają dylemat swojej kultury w sposób bardzo charakterystyczny. Rozbudowali i skomplikowali pewien szczególny aspekt zachowania tak, że stał się zobowiązaniem społecznym. Muszą go albo zmodyfikować albo radzić sobie z nim za pomocą wybiegu. Używają więc wybiegu. Unikają zniweczenia go i oficjalnie zachowują swą etykę bez zmian. Takie podejście do obyczajów bynajmniej nie zamknęło z postępem cywilizacji. Starsze pokolenie naszej cywilizacji także przestrzegało monogamii i popie­rało prostytucję, a panegiryki na cześć monogamii nigdy nie byty tak żarliwe jak w wielkich dniach dzielnic do­mów z czerwonymi latarniami. Społeczeństwa zawsze usprawiedliwiają ulubione tradycyjne formy. Kiedy wymy­kają się kontroli i pojawia się jakaś dodatkowa cecha zachowania, formę tradycyjną chwali się, choć nieszcze­rze, tak gorąco, jak gdyby ów rys dodatkowy wcale nie istniał.

Ten ogólny przegląd form kulturowych wyjaśnia kilka potocznych, a błędnych pojęć dotyczących owych form, Przede wszystkim instytucje, które zostały zbudowane przez kultury ludzkie na przestankach dostarczonych przez śro­dowisko lub potrzeby fizyczne człowieka, nie pozostają w takim bliskim związku z pierwotnym impulsem, jak to sobie łatwo wyobrażamy. Przestanki te są w rzeczywistości tylko pobieżnymi szkicami, wykazem nagich faktów. Wy­znaczają jedynie możliwości potencjalne, a opracowanie ich podyktowane jest wieloma ubocznymi względami. Wojna nie jest wyrazem instynktu wojowniczości. Wojowniczość jest tak drobnym szczegółem w wyposażeniu duchowym człowieka, że może nie znaleźć żadnego wyrazu w stosun­kach międzyplemiennych. Kiedy przybiera formę zorgani­zowaną, forma ta rozwija się wedle innych kierunków myślenia niż te, którymi kierował się impuls pierwotny. Wojowniczość nie jest niczym więcej jak tylko cechą samego jądra zwyczaju, cechą, która równie dobrze mogłaby nie istnieć.

Taki pogląd na procesy kulturowe domaga się zmiany wielu powszechnie używanych argumentów podtrzymujących nasze tradycyjne instytucje. Argumenty te opierają się zazwyczaj na niemożliwości działania ludzkiego bez tych szczególnych, tradycyjnych form. Nawet cechy bardzo szcze­gólne uzyskują sankcję tego rodzaju, jak na przykład specjalna forma dążeń ekonomicznych, która powstaje w naszym określonym systemie własności. Jest to godna uwagi, szczególna motywacja i istnieją dowody, że nawet w naszym pokoleniu ulega poważnej modyfikacji. W każ­dym razie nie powinniśmy zaciemniać tego problemu, traktując go tak, jak gdyby to była sprawa wartości zwią­zanych z biologiczną egzystencją. Samowystarczalność jest motywem, który odgrywa dużą rolę w naszej cywilizacji. Jeśli struktura gospodarcza zmieni się, tak że motyw ten przestanie być impulsem równie silnym, jak w walkach epoki pogranicza i rozwoju przemysłu, to pozostanie wiele innych motywów, które można by przystosować do zmie­nionej organizacji ekonomicznej. Każda kultura, każda epoka wykorzystuje tylko kilka spośród wielu możliwości. Zmiany mogą być bardzo niepokojące i powodować wielkie straty, ale przyczyną tego jest sama trudność dokonania zmiany, a nie to, że nasza epoka i kraj natrafiły na jedyną możliwą motywację, zgodnie z którą może się toczyć życie ludzkie. Musimy pamiętać o tym, że zmiana wraz ze wszystkimi łączącymi się z nią trudnościami jest nie do uniknięcia. Nasze obawy przed bardzo małymi nawet zmianami zwyczaju na ogół nie mają sensu. Cy­wilizacja mogłaby ulec o wiele bardziej radykalnej zmianie, niżby to odpowiadało chęci czy wyobraźni jakiejkolwiek władzy, a mimo to funkcjonowałaby sprawnie. Niewielkie zmiany, które dają dziś okazję do tylu krytyk, jak wzrost liczby rozwodów, zwiększająca się laicyzacja w naszych miastach, oddziaływanie demagogii i wiele innych, mogłyby zostać bardzo łatwo przyjęte w trochę innym wzorze kultury. Uświęcone tradycją uzyskałyby to samo bogactwo treści, to samo znaczenie i wartość, które stare wzory miały w innych pokoleniach.

Istotą rzeczy jest raczej to, że na każdym poziomie prostej czy złożonej kultury istnieje wiele możliwych in­stytucji i motywów ludzkich, a mądrość polega na zwięk­szaniu tolerancji wobec ich rozbieżności. Nikt nie może w pełni uczestniczyć w jakiejś kulturze, jeśli nie został w niej wychowany i nie żyt zgodnie z jej zasadami, ale należy uznać, że inne kultury mają to samo znaczenie dla swych uczestników, jakie nasza własna ma dla nas.

Różnorodność kultury wynika nie tylko z łatwości, z jaką społeczeństwa opracowują lub odrzucają możliwe aspekty egzystencji. W jeszcze większym stopniu zawdzięczamy ją skomplikowanemu splotowi cech kulturowych. Ostateczna forma każdej instytucji tradycyjnej, jak przed chwilą powie­dzieliśmy, wykracza daleko poza początkowy impuls ludzki. Ta ostateczna forma zależy w dużej mierze od sposobu, w jaki dana cecha zmieszała się z innymi, pochodzącymi z odmiennych dziedzin doświadczenia.

Jakaś szeroko rozprzestrzeniona cecha może być u danego ludu przesycona wierzeniami religijnymi i funkcjonować jako istotny aspekt jego religii. W innym rejonie może ona zgolą należeć do dziedziny wymiany towarowej i tym samym stanowić aspekt stosunków monetarnych tamtego ludu. Możliwości te są nieskończone, a ich zastosowania często niezwykle. Charakter cechy kulturowej będzie zupełnie różny w różnych rejonach, zależnie od elementów, które się na nią składają.

Jest rzeczą ważną wyraźne uświadomienie sobie tego procesu, w przeciwnym bowiem razie ulegamy łatwo pokusie generalizowania, uznając rezultaty lokalnego mieszania się cech za prawo socjologiczne albo ich połączenie za zjawisko powszechne. Długi okres dziejów europejskich sztuk plas­tycznych inspirowany byt motywami religijnymi. Sztuka przetwarzała w obrazy sceny religijne i dogmaty podstawowe dla poglądów tego okresu. Współczesna estetyka europejska byłaby zupełnie inna, gdyby sztuka średniowieczna pozostała czysto dekoracyjna i nie związała się z religią.

W toku dziejów wielkie nurty w sztuce pozostawały często wyraźnie z dala od motywów religijnych i użytku religijnego. Sztuka może być całkowicie oddzielona od religii nawet tam, gdzie obie są wysoko rozwinięte. W pueblach na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych formy artystyczne ceramiki i tkanin budzą szacunek artystów każdej kultury, ale tamtejsze naczynia obrzędowe, używane przez kapłanów czy wystawiane na ołtarzach, są tandetne, a ozdoby prymitywne i pozbawione stylu. Jak wiadomo, muzea odrzucały przedmioty kultu religijnego z południo­wego zachodu, ponieważ stały one o wiele niżej od tradycyj­nego poziomu wykonania. „Musimy umieścić tam żabę", powiadają Indianie Zuni, mając na myśli, że wymogi religijne powinny eliminować troskę o artyzm. Ten rozdział religii i sztuki nie jest jedynie cechą Indian Pueblo. Plemiona Ameryki Południowej i Syberii czynią to samo, chociaż motywacja jest inna. Nie wykorzystują one swych talentów artystycznych w służbie religii. Dlatego zamiast doszukiwać się źródeł sztuki w posiadającej lokalne znaczenie religii, jak to niekiedy robili dawni krytycy sztuki, powinniśmy raczej zbadać, w jakim stopniu sztuka i religia przenikają się nawzajem oraz jakie wynikają konsekwencje z tego rodzaju przenikania.

Przenikanie się różnych dziedzin doświadczenia i wynika­jąca stąd wzajemna modyfikacja widoczna jest we wszystkich dziedzinach bytu: w gospodarce, w związkach seksualnych, w folklorze, w kulturze materialnej i w religii. Proces ten można zilustrować na przykładzie jednej z najbardziej rozpowszechnionych cech religii Indian Ameryki Północnej. Na całym kontynencie, na każdym obszarze kulturowym poza rejonem pueblów na południowym zachodzie, siła nadprzyrodzona spływa we śnie lub w wizji. Zgodnie z tymi wierzeniami powodzenie w życiu zawdzięcza się osobistemu kontaktowi z czynnikami nadprzyrodzonymi. Wizja dawała człowiekowi moc na całe życie, a w niektórych plemionach odnawiał on stale swój osobisty związek z duchami, poprzez dalsze wierzenia i wizje. Cokolwiek ujrzał - zwierzę, gwiazdę, roślinę czy istotę nadprzyrodzoną - stawał się osobistym protegowanym swego opiekuna i mógł wzywać go w po­trzebie. Miał też do spełnienia wobec tego wizyjnego patrona obowiązki, musiał składać mu dary i wywiązywać się ze świadczeń wszelkiego rodzaju. W zamian za to duch dawał mu szczególną moc, obiecaną w czasie wizji.

W każdym większym rejonie w Ameryce Północnej kompleks ducha-opiekuna przyjmował różną formę w zależ­ności od innych cech kultury, z którą byt najściślej związany. Na Wyżynie Kolumbijskiej łączył się on z obrzędami związanymi z okresem dojrzewania, o których mówiliśmy wyżej. W plemionach tego obszaru, zarówno chłopcy, jak dziewczęta udawali się w tym okresie w góry celem przejścia przez magiczne ćwiczenia. Obrzędy związane z dojrzewa­niem są szeroko rozpowszechnione na całym wybrzeżu Pacyfiku i w większości przypadków nie mają nic wspólnego z praktykami duchów opiekuńczych. Ale w Kolumbii Brytyj­skiej łączą się ze sobą. Punktem szczytowym magicznych ćwiczeń w okresie dojrzewania u chłopców było otrzymanie ducha opiekuńczego, który swymi darami określał życiowy zawód młodzieńca. Stawał się on wojownikiem, czarow­nikiem, myśliwym lub graczem, zależnie od tego, kim był nadprzyrodzony gość. Również dziewczęta otrzymywały swoje duchy opiekuńcze reprezentujące ich domowe obowią­zki. Przeżycie, jakim jest otrzymanie ducha opiekuńczego, jest u tych ludów tak silnie związane z obrzędami okresu dojrzewania, że antropologowie, znający ów rejon, twierdzili, iż cały kompleks wizji, właściwych Indianom amerykańskim, ma swój początek w obrzędach związanych z okresem dojrzewania. Ale te dwa obrzędy nie są genetycznie związa­ne, łączą się lokalnie i w związku z tym obie cechy przyjęty szczególne i charakterystyczne formy[6].

W innych częściach kontynentu ducha opiekuńczego nie szuka się w okresie dojrzewania, w ogóle nie szuka go młodzież plemienia. Kompleks ów nie ma w tych kulturach żadnego związku z rytuałem okresu dojrzewania, jeśli nawet rytuał taki istnieje. Na równinach południowych tymi, którzy muszą uzyskać sankcje mistyczne, są właśnie dojrzali męż­czyźni. Kompleks wizji połączył się z rysem nader różniącym się od obrzędów okresu dojrzewania. Osagowie są zorganizowani w grupach krewnych, w których pochodzenie przedstawia się w linii ojca, pomijając linię matki. Te klanowe grupy mają wspólne dziedzictwo nadprzyrodzonego błogosławieństwa. Legenda każdego klanu opowiada o tym, jak jego przodek szukał wizji i został pobłogosławiony przez zwierzę, którego nazwę odziedziczył klan. Przodek klanu skójki, wśród łez płynących mu po twarzy, szukał siedem razy nadprzyrodzonego błogosławieństwa.

W końcu spotkał skójkę i odezwał się do niej w tej słowa:

Pradziadku Mali nie mają z czego zrobić swoich ciał.

Na co skójka odpowiedziała:

Powiadasz: mali nie mają z czego zrobić swoich ciał.

Zatem niech zrobią mali swoje ciała ze mnie.

Gdy mali zrobią swoje ciała ze mnie,

Będą żyć zawsze aż wejdzie w nich starość.

Obacz te zmarszczki na mej twardej skórze,

Dróżki, którymi starość we mnie weszła.

Gdy mali zrobią swoje ciała ze mnie,

Będą żyć zawsze aż na swoich skórach takowe znaki starości obaczą.

Siedem zakrętów rzeki życia za sobą już mam.

I bogowie sami nie mogą dojrzeć szlaku mych wędrówek.

Gdy mali zrobią swoje ciała ze mnie, Nikt, żaden bóg nawet nie zdoła dojrzeć śladu ich wędrówek.

 

U ludów tych występują wszystkie znane elementy po­szukiwania wizji, ale osiągnął ją pierwszy przodek klanu, a jej błogosławieństwa dziedziczy cała grupa związana wspólną krwią.

Ta sytuacja u Osagów przedstawia jeden z najpełniejszych obrazów ze świata totemizmu, łączącego organizację społecz­ną ze czcią religijną dla przodka. Totemizm istnieje we wszystkich częściach świata i antropologowie twierdzą, że totem klanowy wywodzi się z „totemu osobistego", czyli ducha opiekuńczego. Sytuacja ta jest zupełnie analogiczna do sytuacji na płaskowyżu Kolumbii Brytyjskiej, gdzie poszukiwanie wizji połączyło się z rytuałami wieku doj­rzewania, tyle że tutaj połączyło się ono z dziedzicznymi przywilejami klanu. Ten nowy związek stal się tak silny, że nie uważa się już, że wizja nadaje automatycznie moc człowiekowi. Jej błogosławieństwa osiąga się tylko przez dziedziczenie. U Osagów powstały długie pieśni opisujące spotkania przodka z duchem opiekuńczym oraz wyliczające szczegółowo te błogosławieństwa, do których w rezultacie mogą rościć sobie prawo jego potomkowie.

W obu tych przypadkach nie tylko kompleks wizji nabiera różnego charakteru na różnych obszarach, łącząc się z rytuałami związanymi z dojrzewaniem czy z organizacją klanową. Rytuały okresu dojrzewania i organizacja spo­łeczna nabierają też innego charakteru łącząc się z po­szukiwaniem wizji. Oddziaływanie jest wzajemne. Kompleks wizji, rytuały związane z dojrzewaniem, organizacja klanowa i wiele innych cech, pozostających w bliskim związku z wizją - to pasma splecione w wielu kombinacjach. Nie można przeceniać znaczenia konsekwencji różnych kombinacji, które wyłaniają się z pomieszania cech. W obu rejonach, o których mówiliśmy powyżej, zarówno tam, gdzie przeżycie religijne łączyło się z rytuałami okresu dojrzewania, jak i tam, gdzie łączyło się z organizacją klanową, w naturalnym następstwie tych połączonych pra­ktyk wszystkie jednostki plemienia mogły dzięki wizji uzyskać zdolność odnoszenia sukcesów w każdym przed­sięwzięciu. Osiągnięcia w danym zawodzie przypisywano roszczeniom jednostki do przeżycia wizji. Szczęśliwy gracz lub myśliwy czerpał z niej swą siłę, tak samo jak mający powodzenie szaman. Według ich dogmatu wszystkie drogi rozwoju byty zamknięte przed tymi, którym nie udało się zdobyć nadprzyrodzonego patrona.

Jednakże w Kalifornii wizja była zawodowym patentem szamana. Wyróżniała go jako odrębną jednostkę. Dlatego właśnie w tym rejonie rozwinęły się najbardziej anormalne aspekty tego doświadczenia. Wizja nie była już ludzką halucynacją, którą można było osiągnąć przez post, tortury i odosobnienia. Był to trans, który ogarniał wyjątkowo nerwowe, niezrównoważone jednostki, szczególnie kobiety. U Szastów było przyjęte, że tylko kobiety bywały obdarzone tym błogosławieństwem. Wymagane przeżycie miało charak­ter zdecydowanie kataleptyczny i następowało po przed­wstępnym śnie nowicjuszki, który przygotowywał mu drogę. Kobieta padała na ziemię nieprzytomna i sztywna. Kiedy przychodziła do siebie, krew sączyła się jej z ust. Wszystkie rytuały, z których pomocą w ciągu następnych lat potwier­dzała swe powołanie czarownika, stanowiły dalsze dowody jej zobowiązania do kataleptycznych ataków i uważane byty za lekarstwo, które ratowało jej życie. W plemionach takich, jak Szastowie, nie tylko samo przeżycie wizji zmieniło charakter, stając się gwałtownym atakiem, który odróżniał praktykujących ten obrzęd od innych ludzi, ale również doświadczanie transu zmieniło charakter szamanów. Stali się oni wyraźnie niezrównoważonymi członkami społeczno­ści. W tym rejonie rywalizacja między szamanami przyjęta formę zawodów, w których chodziło o to, który z dwóch potrafi dłużej tańczyć - to znaczy opierać się dłużej w tańcu atakowi kataleptycznemu, jaki nieuchronnie następował. Zarówno przeżycie wizji, jak szamanizm uległy głębokiemu wpływowi wzajemnego związku, w jakim się znalazły. Złą­czenie się tych dwóch cech, w nie mniejszym stopniu niż złączenie się przeżycia wizji i rytuałów okresu dojrzewania czy organizacji klanowej, w skrajny sposób zmieniło obie dziedziny zachowania. W ten sam sposób w naszej cywilizacji jest historycznie zrozumiałe rozdzielenie kościoła i sankcji małżeńskiej, jednakże sakrament małżeństwa przez całe stulecia dyktował kierunek rozwoju zarówno życia płciowego, jak i kościoła. Szczególny charakter małżeństwa w ciągu tych wieków wynikał z połączenia się zasadniczo nie związanych cech kulturowych. Z drugiej strony, małżeństwo bywało często środkiem tradycyjnego przekazywania majątku. W kulturach, w których tak jest naprawdę, bliski związek małżeństwa ze sprawami ekonomicznymi może zupełnie zamazać fakt, że małżeństwo jest zasadniczo sprawą płci i wychowania dzieci. W każdym przypadku trzeba je rozpatrywać w związku z innymi cechami, z którymi się zlało, i nie popełniać błędu sądząc, że „małżeństwo" można ocenić w dwóch różnych przypadkach z pomocą tego samego zespołu wyobrażeń. Musimy uwzględnić różne składniki składające się na powstałą cechę. Bardzo potrzebna jest nam zdolność analizowania cech naszego dziedzictwa kulturowego. Omówienia dotyczące porządku społecznego zyskałyby na jasności, gdybyśmy nauczyli się pojmować w ten sposób złożoność nawet najprostszego naszego zachowania. Różnice rasowe i przywileje związane z pozycją społeczną złączyły się u ludów anglosaskich tak, że nie można oddzielić spraw biologiczno - rasowych od naszych przesądów, które są jak najbardziej bezpośrednio uwarunkowane społecznie. Na­wet u narodów blisko spokrewnionych z Anglosasami, jak ludy łacińskie, tego rodzaju przesądy przybierają różne formy, tak że w krajach skolonizowanych przez Hisz­panów różnice rasowe nie mają tego samego znaczenia społecznego, co w koloniach brytyjskich. Podobnie chrze­ścijaństwo i pozycja społeczna pozostają we wzajemnym stosunku, w różnych czasach różnie na siebie wpływając. Obecna wysoka pozycja kobiety w krajach chrześcijańs­kich nie jest w większym stopniu „rezultatem" działania chrześcijaństwa, niż było nim orygenesowskie utożsamia­nie kobiety z grzeszną pokusą. Te interpretacje cech pojawiają się i znikają, a historia kultury jest przede wszystkim historią istoty, losów i powiązań tych cech. Ale genetyczny związek, który tak łatwo widzimy w cechach złożonych, i nasza obawa przed jakimś zakłóceniem ich wzajemnych powiązań, jest nader iluzoryczna. Różnorod­ność możliwych kombinacji jest nieskończona, a adekwat­ne porządki społeczne można budować dowolnie przy wielkiej rozmaitości podstaw.


Integracja kultury

Przykładów różnorodności kultur jest nieskończenie wiele. Niektóre społeczeństwa mogą niemal zupełnie ignorować pewną dziedzinę ludzkiego zachowania, a nawet nieraz wcale jej sobie nie uzmysławiać. Ale kultura może także ogarniać całe zorganizowane zachowanie danego społeczeństwa, tak że najróżniejsze sytuacje mogą być traktowane tylko z tego jednego punktu widzenia. Cechy, które nie mają ze sobą żadnego wewnętrznego związku i są od siebie historycznie niezależne, łączą się i nie dadzą się rozdzielić, o ile istnieje sposobność do zachowania nie mającego odpowiednika w rejonach, w których nie dokonuje się tych identyfikacji. Naturalnym następstwem tego jest fakt, że niezależnie od aspektu zachowania jego reguły sięgają w różnych kulturach od bieguna pozytywnego do negatywnego. Moglibyśmy przypusz­czać, że na przykład zabójstwo wszystkie ludy zgodnie potępią. Tymczasem uważa się, że zabójstwo nie jest niczym złym, jeśli następuje w okresie zerwania stosunków dyplomatycznych między sąsiadującymi krajami; że można zabić swoich pierw­szych dwoje dzieci, o ile tak każe zwyczaj; że mąż ma prawo decydować o życiu i śmierci żony; że obowiązkiem dziecka jest zabić rodziców, zanim zagrozi im starość. Może istnieć zwyczaj zabijania złodziei drobiu, tych, którym wyrosną najpierw górne zęby lub tych, którzy urodzili się w środę. U pewnych ludów ludzie podlegają torturom, jeśli spowodowali przypadkową śmierć, u innych nie pociąga to żadnych konsekwencji. Także samobójstwo może być czymś nieistotnym, ucieczką od życia dla tego, kto doznał jakiejś przykrości, czynem po­wtarzającym się często w plemieniu. Ale bywa także naj­większym i najszlachetniejszym aktem, jakiego dokonać może mędrzec. Z drugiej strony, samo opowiadanie o sa­mobójstwie może być przyjęte z pełnym niewiary rozbawie­niem, uznane za czyn niepojęty. A może być też zbrodnią karaną przez prawo lub grzechem wobec bogów.

Różnorodność zwyczajów w świecie nie jest sprawą, którą możemy jedynie bezradnie rejestrować. Samotortura, wyczyny „łowców głów", przedmałżeńska czystość w jednym plemieniu, swoboda obyczajów w innym - nie jest to jedynie lista nie powiązanych faktów, których brak lub istnienie należy witać ze zdziwieniem, gdziekolwiek je się odkryje. Podobnie zakazy zabójstwa czy samobójstwa, choć nie są związane z jakąś absolutną regułą, nie są tym samym czymś przypadkowym. Znaczenia zachowania kulturowego nie wyczerpuje ani jasne zdanie sobie sprawy z jego lokalnego charakteru, ani to, że jest wytworem ludzkim i czymś niesłychanie zmiennym. Prowadzi ono także do integracji. Kultura, podobnie jak jednostka, jest mniej więcej spójnym wzorem myślenia i działania. W obrębie każdej kultury pojawiają się charaktery­styczne cele, nie będące celami społeczeństw innego typu. Posłuszny tym celom, każdy lud konsoliduje swe doświadcze­nia, i proporcjonalnie do siły tych tendencji heterogeniczne elementy zachowania przybierają kształt coraz bardziej z nimi zgodny. W dobrze zintegrowanej kulturze nawet najgorzej dobrane akty stają się charakterystyczne dla swych szczegól­nych celów, często poprzez najbardziej nieprawdopodobne metamorfozy. Formę, jaką przybierają te akty, możemy zrozumieć tylko przez poznanie zasadniczych emocjonalnych i intelektualnych sprężyn danego społeczeństwa.