Indianie Pueblo z Nowego Meksyku 1 страница
Indianie Pueblo z południowego zachodu Stanów Zjednoczonych są jednym z najbardziej znanych ludów pierwotnych w cywilizacji zachodniej. Żyją oni w Ameryce Środkowej i każdy, kto podróżuje przez ten kontynent, może dotrzeć do nich z łatwością. Żyją wedle starej, rodzimej tradycji. Ich kultura nie uległa dezintegracji, jak kultury wszystkich społeczności indiańskich poza Arizoną i Nowym Meksykiem. Miesiąc po miesiącu, rok po roku, w kamiennych wioskach wykonywane są stare tańce ku czci bogów, życie toczy się zasadniczo według starych obyczajów, a to, co Indianie wzięli z naszej cywilizacji, przekształcili i podporządkowali swoim własnym celom.
Dzieje ich są romantyczne. W całej tej części Ameryki, którą zamieszkują dotąd, znajdują się siedziby ich przodków, skalne domy i duże, budowane planowo w dolinach miasta, pochodzące ze Złotego Wieku Indian Pueblo. Miasta te, niewiarygodnie liczne, powstały w dwunastym i trzynastym stuleciu, ale możemy śledzić ich dzieje aż od skromnych początków, kiedy to miały postać jednoizbowych kamiennych domków z podziemną izbą obrzędową. Jednakże ów dawny lud Pueblo nie byt pierwszym ludem, który obrał sobie za siedzibę południowo-zachodnią pustynię. Jeszcze wcześniej żył tam inny lud, tak zwani Koszykarze - było to tak dawno, że nie potrafimy nawet określić czasu, gdy mieszkał w tym rejonie - wyparty, może w znacznej mierze wytępiony przez wczesnych Indian Pueblo.
Kultura Indian Pueblo rozkwitła bujniej, kiedy osiedlili się już na jałowym płaskowyżu. Przynieśli ze sobą luk i strzałę, znajomość budownictwa w kamieniu oraz różnorakie metody uprawy roli. Nikt nie podejmuje się wytłumaczyć, dlaczego lud ten wybrał na miejsce swego najwyższego rozkwitu niegościnną, niemal pozbawioną wody dolinę rzeki San Juan wpadającą od północy do rzeki Colorado. Wydaje się, że jest to jeden z najbardziej odstręczających rejonów dzisiejszego obszaru Stanów Zjednoczonych, a przecież właśnie tu, na północ od Meksyku, wyrosły największe siedziby indiańskie. Siedziby te były dwojakiego rodzaju i, jak się zdaje, są wytworem tej samej cywilizacji i powstały w jednym okresie:
są to domy skalne i półkoliste twierdze w dolinach. Domy skalne, wzniesione tuż nad krawędzią przepaści lub na występie skalnym, kilkaset stóp nad dnem doliny, to przykład najbardziej romantycznych siedzib człowieka. Nie potrafimy odgadnąć, jakie okoliczności sprawiły, że wybudowano je z dala od pól i jakichkolwiek źródeł wody, co musiało stanowić poważny problem, jeśli domostwa te miały być także fortyfikacjami, ale niektóre ruiny budzą nasz nieodparty podziw swą pomysłowością i pięknem. Niezależnie od grubości skalnej półki, na której znajdowało się pueblo, nigdy nie zaniedbywano wydrążyć w skale podziemnej obrzędowej izby, zwanej kiva; była ona tak wysoka, że mógł w niej swobodnie stanąć wyprostowany mężczyzna i na tyle obszerna, by służyć jako miejsce zebrań. Wchodziło się do niej po drabinie przez otwór1.
Drugi rodzaj osady był prototypem nowoczesnego, budowanego planowo miasta. Półokrągła ściana wznosiła się na wysokość trzech pięter, ufortyfikowana od zewnątrz, a od strony wewnętrznej opadała tarasami aż do podziemnych kiv, zamkniętych w murach. Niektóre z dużych miast tego typu miały nie tylko małe kivy, lecz jedną wielką dodatkową, również zagłębioną w ziemi, o solidnym, pięknie wykończonym obmurowaniu.
Cywilizacja Indian Pueblo osiągnęła szczyt rozwoju i przeminęła, zanim jeszcze hiszpańscy awanturnicy przybyli tu w poszukiwaniu złotych miast. Wydaje się prawdopodobne, że to plemiona Nayaho-Apaczów przybyłe z północy odcięły dostawy wody miastom tych starożytnych ludów i pokonały je. Kiedy zjawili się Hiszpanie, ludy te porzuciły już swe skalne siedziby i półkoliste miasta i osiedliły się wzdłuż Rio Grandę w wioskach, które dotąd zajmują. Dalej na zachód mieszkały także wielkie plemiona zachodnich Indian Pueblo - Acoma, Zuni[13] i Hopi.
Kultura Pueblo ma więc za sobą długą, jednolitą historię. Poznanie jej jest szczególnie potrzebne, gdyż życie kulturalne tych ludów różni się bardzo od pozostałych ludów Ameryki Północnej. Niestety, archeologia nie jest w stanie pójść dalej i wyjaśnić nam, jak do tego doszło, że w tym małym rejonie Ameryki pewna kultura stopniowo stawała się różna od wszystkich, które ją otaczały, i zaczęta coraz silniej dawać wyraz stałej i określonej postawie wobec życia.
Nie można zrozumieć kultury Indian Pueblo bez pewnej znajomości ich obyczajów i sposobu życia. Zanim przejdziemy do omówienia celów kulturowych, musimy po krotce scharakteryzować to społeczeństwo.
Plemię Zuni to lud wielbiący rytuały i ceniący wstrzemięźliwość i brak agresywności ponad wszystkie inne cnoty. Zainteresowania ich skupiają się wokół bogatego i skomplikowanego życia obrzędowego. Kult bogów, których rolę odgrywali mężczyźni w maskach, kult słońca, świętych fetyszów, wojny, zmarłych stanowią formalne i ustalone rytuały mające swoich kapłanów i kalendarze uroczystości. Żadna dziedzina działalności nie może współzawodniczyć z rytuałem o naczelne miejsce w świadomości. Przypuszczalnie większość dorosłych pośród zachodnich Indian Pueblo poświęca obrzędom większą część swego świadomego życia. Wymaga to wyuczenia się i zapamiętania takiej liczby rytuałów, która mogłaby wywołać zamęt w naszych mniej wyćwiczonych mózgach, wypełnienia ściśle łączących się ze sobą obrzędów wyznaczonych przez kalendarz i skomplikowanego powiązania różnorodnych kultów z rytuałem głównym w nie kończącej się procedurze formalnej.
Życie obrzędowe pochłania wiele czasu i całkowicie koncentruje uwagę ludzi. Wokół rytuału koncentrują się codzienne rozmowy nie tylko tych, którzy biorą w nim udział, lecz wszystkich mieszkańców Pueblo, kobiet i członków rodzin, które „nie mają nic", to jest nie posiadają żadnych przedmiotów sakralnych. W czasie trwania obrzędu przyglądają mu się cały dzień jako widzowie. Jeśli zachoruje kapłan lub jeśli w czasie, gdy przebywa on w odosobnieniu, nie spadnie deszcz, cała wioska roztrząsa błędy, jakie popełnił w toku celebrowania obrzędu, i skutki, jakie to za sobą pociągnie. Czy kapłan zamaskowanych bogów obraził jakąś nadprzyrodzoną istotę? Czy przerwał czas swego odosobnienia, wracając do domu i żony, zanim upłynął przepisany czas? Stanowi to przez dwa tygodnie tematy rozmów we wsi. Jeśli wykonawca jakiejś roli przystroi swą maskę nowym piórem, fakt ten przyćmiewa wszystkie rozmowy o owocach, ogrodach, małżeństwie czy rozwodzie.
Zaabsorbowanie szczegółami jest dość logiczne. Zuni wierzą, że ich praktyki religijne mają w sobie jakąś swoistą, nadprzyrodzoną moc. Jeśli procedura obrzędowa jest poprawna, kostium zamaskowanego boga tradycyjny w każdym szczególe, składanie ofiary dopełnione bez zarzutu, powtarzane z absolutną dokładnością słowa modlitw, wówczas skutek nastąpi zgodnie z pragnieniami człowieka. Trzeba tylko, używając zdania, którym Indianie Pueblo zawsze się posługują, „wiedzieć jak działać". Zgodnie z zasadami ich religii to sprawa istotna, czy jedno z orlich piór maski zostało wyrwane z grzbietu czy z piersi ptaka. Każdy szczegół ma tu magiczne znaczenie.
Zuni pokładają wielkie zaufanie w magii naśladowczej. W czasie odosobnienia kapłanów, które ma sprowadzić deszcz, przetaczają po podłodze okrągłe kamienie, by wywołać grom, pryskają wodą, by spowodować deszcz, umieszczają misę pełną wody na ołtarzu, aby tryskały źródła, wyciskają mydliny z pewnej miejscowej rośliny, aby chmury gromadziły się na niebie, wydmuchują dym tytoniowy, aby bogowie „nie wstrzymywali swego mglistego oddechu". W czasie tańców zamaskowanych bogów śmiertelnicy odziewają się w „ciało" istot nadprzyrodzonych, to znaczy upodabniają się do nich i nakładają ich maski; w ten sposób bogowie zostają zmuszeni do udzielenia błogosławieństwa. Nawet obrzędy, w sposób mniej oczywisty należące do dziedziny magii, w rozumieniu Zuni posiadają tę samą mechaniczną skuteczność. Jednym z zobowiązań, które spoczywa na każdym kapłanie lub na mężczyźnie pełniącym obrzędową funkcję, jest to, by w czasie czynnego udziału w obrzędach religijnych nie dał się opanować uczuciu gniewu. Nie jest to zakaz mający na celu ułatwienie porozumienia ze sprawiedliwym bogiem, do którego zbliżyć się mogą tylko ludzie czystego serca, lecz raczej oznaka skupienia się na sprawach nadprzyrodzonych, stan ducha, który zobowiązuje bogów i nie pozwala im odmówić wejścia w układy. Ma on także magiczne działanie.
Modlitwy Zuni są również formułami magicznymi, których skuteczność zależy od ich wiernego przekazania1. Niepodobna nie docenić wartości tych tradycyjnych form modlitw u Zuni. Na ogół opisują one w języku rytualnym przebieg uroczystych zobowiązań recytatora, prowadzących do określonego punktu kulminacyjnego ceremonii. Wyliczają dokładnie wszystkie jej fazy: znaczenie wykonawcy roli, zbieranie gałązek wierzby na pałeczki modlitewne, przywiązywanie do nich ptasich piór bawełnianych sznurkiem, malowanie pałeczek, ofiarowanie bogom przygotowanych różdżek z drzewa śliwy, odwiedziny świętych źródeł, okres odosobnienia kapłanów. Również sama recytacja w nie mniejszym stopniu niż właściwy akt religijny musi być pedantycznie poprawna.
Tam nad rzeką odnajdując Tych, co naszymi są ojcami:
Wierzbę-rodziciela, Wierzbę-rodzicielkę,
Cztery razy odciąłem ich proste pędy młode I do domu Powróciłem już. Dzisiaj
W ciepłe dłonie człowiecze Wziąłem te pędy wierzbowe, By im, pałeczkom modlitewnym nadać człowieczy
kształt.
Pstrokatym, w pręgi ogonem Indyka
- Tego, co dziadkiem jest moim -I pstrokatym, w pręgi orła ogonem,
Rytualne modlitwy Zuni podaje Bunzel (2).
I pstrokatymi, w pręgi skrzydłami
I pstrokatymi, w pręgi ogonami
Wszelakich ptaków wiosennych
Cztery razy pałeczkom modlitewnym nadałem
człowieczy kształt.
Ciałem tej, co matką jest moją, Bawełny ciałem,
Przędziwem z niej, choć licho skręconym,
Cztery razy pałeczki modlitewne związałem,
Cztery razy pałeczkom modlitewnym nadałem
człowieczy kształt,
Ciałem tej, co matką jest naszą, Smolistej farby ciałem
Cztery razy pałeczki modlitewne pokryłem,
Cztery razy pałeczkom modlitewnym nadałem
człowieczy kształt[14].
Modlitwa u Zuni nie jest nigdy wylewem ludzkiego serca. Istnieją pewne zwyczajne modlitwy, które mogą się niewiele różnić miedzy sobą, nie oznacza to nic, ponadto że mogą być wydłużane lub skracane. Modlitwy nigdy nie odznaczają się żarliwością. Są zawsze łagodne i uroczyste w formie, proszą o spokojne życie, beztroskie dni, ochronę przed przemocą. Nawet kapłani wojny tak kończą swą modlitwę:
Odmówiłem modlitwy
Za dzieci nasze
Nawet te, co wznoszą dla siebie schronienia
Na skraju głuszy.
Oby szczęśliwie powiodły ich drogi tam, dokąd wiodą.
Puszcze,
Zarośla
Niech rozpościerają ciężkie od wody, cieniste ramiona
I osłaniają serca naszych dzieci.
Oby szczęśliwie powiodły ich drogi tam, dokąd wiodą.
Oby spełnione mogły być ich drogi.
Oby nie stały się za trudne dla nich,
Kiedy im jeszcze do kresu daleko.
Oby wszyscy synkowie mali,
Córeczki wszystkie małe
I dzieci, których drogi dopiero się zaczną,
Serca miały wielkie
I ducha mocnego.
Na drogach swoich do Jeziora Świtu
Obyście rośli i się zestarzeli.
Oby szczęśliwie powiodły was drogi tam, dokąd wiodą.
Oby wam dane było żyć.
Oby dobiegły kresu wasze drogi
Aż tam, skąd idzie szlakiem życiodajnym wasz ojciec,
słońce. Oby spełnione były wasze drogi'.
Zapytani o cel jakiegoś obrzędu religijnego, mają zawsze gotową odpowiedź: „To po to, aby spadł deszcz". Odpowiedź bywa mniej lub bardziej konwencjonalna. Ale odzwierciedla głęboko zakorzeniony sposób myślenia Zuni. Urodzaj jest największym błogosławieństwem spośród darów bogów, a deszcz podstawowym warunkiem dobrych zbiorów na pustynnym płaskowyżu. Odosobnienie kapłanów, tańce zamaskowanych bogów, nawet wiele akcji bractw czarowników oceniane są według tego, czy wywołały deszcz. „Błogosławieństwo wody" to synonim wszelkiego błogosławieństwa. I tak w modlitwach stałym epitetem, jakiego używają bogowie błogosławiąc siedziby Zuni, do których przychodzą, jest „wypełniony wodą", drabiny Zuni są „drabinami wodnymi", a skalp zdobyty na wojnie „osłoną wypełnioną wodą". Również zmarli wracają w deszczowych chmurach, przynosząc powszechne błogosławieństwo. Kiedy letnim popołudniem chmury gromadzą się na niebie, ludzie mówią do dzieci: „Oto nadchodzą wasi dziadkowie", i nie dotyczy to poszczególnych zmarłych krewnych, lecz bezosobowo wszystkich przodków. Bogowie zamaskowani są również deszczem i kiedy tańczą, zmuszają swą własną istotę - deszcz - by spłynęła na lud. A kapłani podczas odosobnienia przez osiem dni siedzą bez ruchu w samotności przed ołtarzami, wzywając deszczu.
Stamtąd, gdzie przebywasz stale,
Każ wybiegnąć drogom swoim.
Lekkie, wiatrem gnane chmury,
Lekkie roztrzepane chmury
Przepełnione wodą żywą
Wyślij, żeby byty u nas.
I wspaniały, całujący
Ziemię tutaj w Itiwana[15],
gdzie siedziba naszych ojców,
matek naszych
- tych, co życie mieli pierwsi,
z wielkim stosem swojej wody
Sam przyjdź do nas[16].
Jednakże deszcz jest tylko jednym z przejawów płodności, o który stale modlą się Zuni. Sądzą oni, że istnieje związek między wzrostem plonów w ogrodach i przyrostem naturalnym plemienia. Pragną również, żeby płodne były ich kobiety.
Nawet te, które znowu brzemienne
Jedno swe dziecię uśpią w kolebce,
Jedno na plecach niosą,
Jedno za rączkę prowadzą,
Gdy jeszcze jedno przed nimi biegnie[17].
Właściwe im sposoby zwiększenia płodności ludzkiej są, jak zobaczymy, dziwnie symboliczne i bezosobowe, ale jest to jednym z uznanych celów obrzędów religijnych.
Ta rytualizacja życia, która skupia uwagę Zuni, skonstruowana jest jak szereg połączonych kół. Kapłani mają swoje przedmioty sakralne, swoje rekolekcje, tańce, modlitwy, a ich rok rozpoczyna wielki doroczny obrzęd zimowego przesilenia, mobilizujący różne grupy i akcesoria obrzędowe i koncentrujący wszystkie ich funkcje. Plemienne bractwo zamaskowanego boga ma podobne akcesoria i kalendarzowe obserwacje, których punktem szczytowym jest wielki zimowy obrzęd ku czci tego boga, zwany Szalako. Podobnie bractwa uzdrowicieli, mające szczególny związek z leczeniem chorób, funkcjonują przez cały rok i mają swój doroczny kulminacyjny obrzęd poświęcony zdrowiu plemienia. Te trzy główne kulty rytualnego życia Zuni nie wykluczają się nawzajem. Człowiek może być, i często jest, przez większą część życia uczestnikiem wszystkich trzech. Każdy z nich dostarcza mu obrzędowych przedmiotów, by „żyć nimi", i wymaga od niego trudnej wiedzy dotyczącej rytuału.
Kapłani są na najwyższym poziomie świętości. Istnieją cztery większe i osiem mniejszych kategorii kapłaństwa. „Trzymają oni krótko swe dzieci"[18]. Są to ludzie święci. Święte zawiniątka lecznicze, w których mieści się ich moc, jak powiada dr Bunzel, „są nieopisanej świętości". Przechowuje się je w dużych zamkniętych dzbanach, w pustych izbach położonych w głębi kapłańskich domów;
zawierają one dwie związane trzciny, z których jedna wypełniona jest wodą, w której pływają maleńkie żabki, a druga ziarnem. Związane są niezmiernie długą nicią z nieprzędzonej naturalnej bawełny. Nikt nigdy nie przekracza progu świętej izby, gdzie spoczywa zawiniątko lecznicze, poza samymi kapłanami, którzy wchodzą tam po swoje przedmioty rytualne, oraz starej kobiety lub dziewczyny najmłodszej spośród domowników, która wkracza tam przed każdym posiłkiem, by nakarmić zawiniątko. Każdy, bez względu na to, po co tam wchodzi, zdejmuje mokasyny.
Kapłani, jako tacy, nie odprawiają publicznych obrzędów, chociaż w większości ich obecność jest konieczna i oni też wtajemniczają neofitów. Ich okresy odosobnienia otoczone są tajemnicą i święte. Okres odosobnienia rozpoczyna się w czerwcu, kiedy potrzebny jest deszcz dla zbóż, wysokich w owym czasie na stopę od ziemi. Kolejno coraz to inna grupa kapłanów wkracza do świętego pomieszczenia, a poprzednia je opuszcza, i w ten sposób „wypełniają swe dni".
Przywódcy kultu słońca i kultu wojny również biorą w tym udział. Muszą oni siedzieć bez ruchu, skupiając myśli na sprawach związanych z rytuałem, osiem dni - kapłani wyższej kategorii, cztery dni - niższej. Wszyscy Zuni oczekują w owe dni zesłania deszczu, a kapłani, którzy uzyskali to błogosławieństwo, kiedy minie okres odosobnienia, są pozdrawiani i zasypywani podziękowaniami przez wszystkich, których spotkają na drodze. Sprowadzili na swój lud więcej niż błogosławieństwo deszczu, zabezpieczyli ich. Potwierdzili swą pozycję opiekunów ludu. Na modlitwy, które odmówili w czasie odosobnienia, otrzymali odpowiedź:
Wszystkie dzieci moje z drabiny schodzące,
Wszystkie je trzymam-w dłoniach.
Oby mi z dłoni żadne z nich nie spadły,
Kiedy im jeszcze do kresu daleko.
Nawet małe żuki,
Nawet małe żuki brudne
Niech się utrzymać dają w moich dłoniach
Tak, by mi z dłoni żadne z nich nie spadły.
Oby spełnione były drogi wszystkich.
Oby witały starość moje dzieci.
Oby ich drogi biegły do samego Jeziora Świtu.
Oby spełnione byty drogi wszystkich.
Wy czuwać nad tym macie myślą swoją
- Po to jesteście.
Przywódcy wyższych kategorii kapłańskich wraz z głównym kapłanem kultu słońca i dwoma głównymi kapłanami kultu wojny tworzą zespół kierowniczy, radę Zuni. U Zuni panuje teokracja ze wszystkimi jej konsekwencjami. Ponieważ kapłani są ludźmi świętymi i nie wolno im unieść się gniewem w czasie pełnienia obowiązków, nie wnosi się przed nich żadnych skarg bez jednomyślnej zgody. Oni rozpoczynają wielkie obrzędy według kalendarza Zuni, wyznaczają czas i miejsce ich celebrowania i wydają wyroki w wypadku czarów. W naszym rozumieniu ciała rządzącego nie sprawują władzy ani sądowniczej, ani wykonawczej.
Jeśli kapłani cieszą się opinią najwyższej świętości, to kult zamaskowanych bogów - największą popularnością. Ma on prawo do pierwszego miejsca w uczuciach Zuni i kwitnie dziś jak wawrzynowe drzewo.
Istnieją dwa rodzaje zamaskowanych bogów, właściwi bogowie katcina i kapłani katcina. Kapłani katcina zajmują naczelne miejsce w świecie nadprzyrodzonym; uosabiają ich tancerze w maskach. Ich świętość w oczach Zuni czyni koniecznym traktowanie ich kultu całkowicie odrębnie od kultu właściwych tańczących bogów. Tańczący bogowie to szczęśliwe, przyjaźnie usposobione istoty nadprzyrodzone, które żyją na dnie jeziora w głębi pustyni na południe od ziem Zuni, gdzie bez przerwy tańczą. Ale najchętniej powracają do Zuni, by tańczyć wśród nich. A więc odgrywać ich rolę to znaczy sprawić im przyjemność, której najbardziej pragną. Kiedy człowiek włoży maskę boga, staje się sam na ten czas istotą nadprzyrodzoną. Traci mowę ludzką, może tylko wydawać okrzyki właściwe danemu bogowi. Jest tabu i musi przyjąć wszystkie zobowiązania tego, kto jest chwilowo święty. Nie tylko tańczy, ale przechodzi przed tańcem okres odosobnienia, sadzi pałeczki modlitewne i zachowuje wstrzemięźliwość płciową.
W panteonie plemienia Zuni jest ponad stu różnych zamaskowanych bogów; wielu z nich tworzy grupy taneczne podzielone na zespoły liczące trzydziestu lub czterdziestu członków określonego rodzaju. Inni dzielą się na zespoły sześcioosobowe, przy czym każda z osób reprezentuje sześć kierunków - bowiem Zuni zaliczają „górę" i „dół" do stron świata. Każdy z tych bogów posiada własne szczegóły stroju, własną maskę, własne miejsce w hierarchii bogów, mity sławiące jego czyny oraz uroczystości, podczas których oczekuje się jego pojawienia.
Tańcami zamaskowanych bogów kieruje i wykonuje je plemienne stowarzyszenie wszystkich dorosłych mężczyzn. Również kobiety mogą zostać wtajemniczone w ten obrzęd „dla ocalenia swego życia", ale nie jest to na ogół w zwyczaju. Kobiety nie są wykluczone ze względu na jakieś tabu, ale dziś do stowarzyszenia tego należą tylko trzy. Jak daleko sięga tradycja, nigdy chyba nie bywało ich więcej. Plemienne stowarzyszenie mężczyzn jest zorganizowane w sześciu grupach, z których każda posiada swoją kivę, czyli salę, w której odprawiane są obrzędy. Każda kiva ma swoich urzędników pelniących obrzędowe funkcje, swoje tańce i specjalne role, zarezerwowane dla swych wyznawców.
O przynależności do danej kivy decyduje obrzędowy ojciec chłopca przy jego urodzeniu, ale wtajemniczenie następuje dopiero miedzy piątym a dziewiątym rokiem życia chłopca. Wtedy to po raz pierwszy wstępuje on w okres ceremonii rytualnych. Inicjacja, jak wskazuje dr Bunzel, nie wprowadza go w ezoteryczne tajemnice;
ustanawia tylko więź z siłami nadprzyrodzonymi. Czyni go silnym i, jak powiadają Zuni, nadaje mu wartość. Budzący postrach katcina, wymierzający karę zamaskowani bogowie zjawiają się przy inicjacji i biją dzieci biczami z juki. Jest to rytuał egzorcystyczny „dla oddalenia złych wydarzeń" i wpłynięcia na przyszłe wydarzenia, aby okazały się pomyślne. W plemieniu Zuni chłosty nie stosuje się nigdy jako środka wychowawczego wobec dzieci. Fakt, że biali rodzice używają jej jako kary, jest przedmiotem nieustannego zdziwienia. Przewiduje się, że w czasie inicjacji dzieci będą przerażone i nie zawstydza się ich, jeśli głośno płaczą. Podnosi to tylko wartość rytuału[19].
Później, zgodnie z tradycją, gdy chłopiec ma lat czternaście, to znaczy jest w wieku, kiedy można go uważać za odpowiedzialnego, chłoszczą go ponownie jeszcze silniejsi zamaskowani bogowie. Właśnie w czasie tej inicjacji wkłada mu się na głowę maskę katcina i odkrywa przed nim fakt, że tancerze nie są nadprzyrodzonymi istotami ze Świętego Jeziora, lecz jego krewnymi i sąsiadami. Po ostatniej chłoście czterem najwyższym chłopcom każe się stanąć twarzą w twarz z budzącymi postrach katcina, którzy ich wychłostali. Kapłani zdejmują maski z ich głów i wkładają je na głowy chłopców. Jest to wielka rewelacja. Chłopcy są przerażeni. Bicze z juki zabiera się z rąk katcina i daje chłopcom, którzy stoją naprzeciw nich, teraz już w maskach na głowach. Każe im się wychłostać katcina. Jest to pierwsza lekcja poglądowa zawierająca prawdę, że jako śmiertelnicy muszą sami spełniać te wszystkie funkcje, które nie-wtajemniczeni przypisują istotom nadprzyrodzonym. Chłopcy chłoszczą katcina, cztery razy prawą rękę, cztery razy lewą, cztery razy prawą nogę i cztery razy lewą. Katcina zostają wychłostani kolejno w ten sam sposób przez wszystkich inicjowanych, a kapłani opowiadają im długi mit o chłopcu, który zdradził tajemnicę, że katcina są jedynie aktorami i został za to zabity przez zamaskowanych bogów. Odcięli mu głowę i kopali ją przez całą drogę, aż do Świętego Jeziora. A ciało jego porzucili na placu. Dlatego nie wolno chłopcom nigdy niczego zdradzić. Są teraz uczestnikami kultu i mogą uosabiać zamaskowanych bogów[20].